Rozdział 4
Podstęp
Rayne
-Będziemy potrzebować jakiś narzędzi.- Czerwone usta Will ruszały się tak
szybko, że nie mogłem nadążyć. Zawsze zadziwiało mnie to, jak szybko potrafiła
zmieniać swoje oblicza. Will, którą znało większość osób była opanowaną
flirciarą, która była pewna siebie. Po drugiej stronie drzwi stała druga drzwi,
do których tylko kilka osób miało klucz. Ta dziewczyna była straszną gadułą i
nie kryła swoich uczuć pod stworzoną przez siebie maską. Te całe
wyzywające ubrania, masa chłopaków z którymi przychodziła do domu pijana...Do
tego była zdolna by tylko zwrócić na siebie uwagę swoich rodziców. Ale nie
ważne jak się ubrała, czy ile wypiła, oni nadal traktowali ją jak powietrze.
Jessie nie odczuwał tego tak jak ona. Raz na jakiś czas zauważyłem, że był zły,
gdy ich rodzice znowu wyjechali na kolejne spotkanie. Nie wiedziałem co
zachodziło w jej głowie, ale jedno było jasne. Chciała być kochana i zauważana
przez swoich rodziców.
-Pytaj o to Caleba. Pewnie jakieś ma.- Sawyer siadł obok niej, kładąc
swoje stopy na jej kolanach.
-A ci czasem nie za wygodnie?-Spytała go, spychając jego nogi. Brunet
wzruszył ramionami, zamykając oczy. Słońce dawało o sobie znać. Czułem, że
jeśli nie znajdę niedługo jakiegoś cienia, będę wyglądał jak rak. Same uroki
bycia rudowłosym.
-Pamiętasz jak kiedyś nie chciałaś się do mnie zbliżać?-Spytałem blondynkę,
przypominając sobie o wczesnych latach naszej przyjaźni.
-Myślałam, że zabierałeś ludziom ich dusze.- Zaśmiała się, przyciągając
swoje kolana do klatki piersiowej. Położyła na nich swój podbródek, patrząc na
mnie.
-A kogo to była wina?- Strzeliłem żartobliwie brunetowi mordercze
spojrzenie. Sawyer tego nie widział, ale po chwili otworzył jedno oko i
podniósł swoją dłoń do góry.
-Powiedziałem, że każdy pieg reprezentował jedną duszę, którą ukradłeś
innej osobie
-A ja głupia ci uwierzyłam- dodała Will, zagarniając kosmyk swoich
platynowych włosów za ucho.
-Ale po kilku tygodniach o tym zapomniałaś i oświadczyłaś mi się w
piaskownicy- uśmiechnąłem się na wspomnienie. Spojrzałem na blondynkę. Mógłbym
przysiąc, że się zarumieniła. Nie. Przez to słońce źle widziałem.
-Pierścionek z żelka. Pycha- wyszeptała głośno.
-Nie zapominaj, Romeo, że mi też się oświadczyła- wtrącił Sawyer. Posłałem
mu środkowy palec, na co Will pokręciła głową.
-Ty kawalerem nie jesteś, więc siedź cicho- powiedziałem. Nie trudno było
nie zauważyć, że on i Alex byli parą. Była miłą dziewczyną, której jak
najbardziej on potrzebował.
-I kto to mówi. Singiel z wyboru, czy żadna cie nie chce?- Zaśmiał się
brunet. Wziąłem najbliższą puszkę po coli, którą piłem i rzuciłem nią w niego.
Chłopak zerwał się z swojego miejsca szybko i puszka nawet go nie zahaczyła.
-Ej, ej. Rayne ma narzeczoną.- Will oznajmiła, mówiąc o sobie.
-Która zdradza go z pierwszym lepszym.- Tym razem to Will rzuciła w niego
puszką. Oparłem swoje łokcie o stolik, słuchając jak sprzeczają się o głupoty.
Uwielbiałem spędzać z nimi czas. Will była jak matka dla naszej grupy. Gdy nam
wszystkim odbijało, ona wszystko zawsze rozwiązywała. Nie miała dużo znajomych,
którzy byli dziewczynami. One widziały w niej tylko...Złość się we mnie
gotowała, gdy tylko przypominałem sobie o tych rzeczach, które nieraz
usłyszałem o niej na korytarzu. Niektóre dziewczyny potrafiły być takie puste.
Owszem. Willow często chodziła na randki, ale nie posuwała się do takiego
stopnia, gdzie zwijała sobie czyjegoś chłopaka. Miała do siebie więcej
szacunku, które one nie widziały. I co zazdrość może zrobić z człowiekiem. One
nie wiedzą, że kiedyś się nacięła. Ktoś złamał jej serce. Wiedziałem, że nie
lubiła tego okazywać, ale nadal to trochę odczuwała. Zjawiła się u mnie jeden
wieczór w październiku. Jej nowa fioletowa sukienka była zmoczona do suchej
nitki. Była cała zapłakana, gdy powiedziała mi jak on ją rzucił. Zwykły dupek.
Był o trzy lata starszy od niej. Mówią, że pierwsza miłość najbardziej boli.
Tylko dlaczego nie mogła zakochać się w osobie, która sama odwzajemniała to
uczucie i nadal odwzajemnia?
-...co ty na to, Rayne?
-Co?- Wyrwałem się z swoich myśli. Sawyer i Will przestali się kłócić i
wrócili do sprawy, którą wcześniej omawialiśmy.
-Mówiłam, że pomożemy Lindy w weekend- powiedziała powoli. Kilka pijanych
chłopaków zrobiło rozróbę w weekend. Włamali się i zaczęli rozwalać wszystko co
im stanęło na drodze. Gdy Lindy usłyszała hałas było już za późno. Połowa klubu
była zdemolowana. Właścicielka ledwo wiązała koniec z końcem na co dzień, a
teraz to. Jacy idioci mogli zrobić takie coś? Lindy nie miała dość pieniędzy by
naprawić wszystkie zniszczenia, a to co dostała od ubezpieczalni ledwo pokryje
kupienie nowych szklanek i stolików. Wszyscy z nas proponowali, że dadzą jej
trochę pieniędzy, ale ta kobieta była strasznie uparta i nie chciała ich
przyjąć "Nie będę brała pieniędzy waszych rodziców" powiedziała. Nie
pozostawało jej nic innego jak zamknąć klub. Gdy ostatnio odwiedziłem ją z
Masonem, nawet jej ulubione czekoladki nie sprawiły, że się uśmiechnęła chociaż
na chwilę. Lindy była dla nas wszystkich jak druga matka. Serce mi się krajało,
gdy teraz na nią patrzałem. Zawsze była taka szczęśliwa. Musiałem jej pomóc,
ale nie wiedziałem jak. Na razie musieliśmy zając się małymi naprawami.
-Jasne. Kończę pracę po piątej- odparłem. Spojrzałem na swój zegarek.
Mieliśmy jeszcze piętnaście minut do ostatniej lekcji. Dzisiaj nasza trójka
piątą lekcje miała wolną. Moi rodzice nieszczególnie popierali to, że
pracowałem w domu dziecka. Nie raz byłem zły, gdy słyszałem ich słowa. Jedyne
co różniło ich od tych dzieci było wartość pieniędzy, którą mieli w
kieszeniach. Sawyer przywoził stare zabawki Jett'a i Tony'eyo, gdy nie były
zniszczone.
-Będę musiała pojechać w takim razie autobusem- powiedziała Will. Reszta
chłopaków miała treningi.
-Nie potrzeba. Ja cię zawiozę- zapewnił ją Sawyer. Nie miałem ochoty iść na
następną lekcje, ale wiedziałem, że zadzwonią do moich rodziców, jeśli zauważą
moją nieobecność. Nienawidziłem szkolnego systemu. Cień w kącie mojego wzroku przykuł moją uwagę. Zwróciłem się w jego stronę.
-Co ty tu robisz?- Pytanie wydostało się z moich ust, zanim zdążyłem je
zatrzymać. Sawyer i Will odwrócili się w stronę blondyna.
-Szukam pewnej dziewczyny- odpowiedział, podchodząc do nas. Włożył dłonie
do kieszeni swoich dżinsów, patrząc na nas wszystkich z kolei.
-Kogo?- Will uniosła jedną brew, zaskoczona.
-Twojej koleżanki.- Corey skinął głową w stronę Sawyer’a. –Alex- dodał,
uśmiechając się do niego. Nie musiałem spojrzeć na dłonie bruneta, by wiedzieć,
że były zaciśnięte w pięści. Słyszałem o kłótni Alex i Sawyer’a na mojej
imprezie, ale on nie chciał mi powiedzieć o co chodziło. Sposób w który on
patrzał na Corey’a, mówił wszystko. Zatrudniłem go i jego kapelę „To Whom It
May Concern” na swoją imprezę. Byli jedyną kapelą, która była dostępna na ten
dzień. Obiecałem muzykę na żywo i musiałem dotrzymać swojego słowa. Byli dobrzy.
Grali covery i swoje własne piosenki.
-Radził bym ci iść- powiedział Sawyer przez zaciśnięte zęby.
-Bo co? Stary, przestań trzymać ją na smyczy- zaśmiał się kpiąco, kręcąc
głową. Skrzyżował ręce na swoim torsie.
-Ty chyba nie rozumiesz... Masz. Ją. Zostawić. W. Spokoju- odparł, dając
nacisk na każde słowo. –I nie trzymam jej na smyczy, tylko bronię przed takimi
dupkami jak ty-
-Wiele nas nie różni, prawda?- Spytał Corey, uśmiechając się, jakby ktoś
właśnie dał my tysiąc dolarów. Mówił o tym, że obydwoje złamali komuś serce.
Sawyer zrobił to wiele razy. Kiedyś pożerał kilka serc w miesiąc, jakby nie
miał żadnych wyrzutów sumienia. Musieliśmy zaakceptować go jakim był. Nie raz
zastanawiałem się, czy Alex też chciał tak egoistycznie zepsuć. A Corey złamał
serce...Willow. Kątem oka zerknąłem na nią, by upewnić się, czy wszystko w
porządku. Starałem się nie okazywać złości, bo Will nie kazała się wtrącać nam
w jej związki, ale nie raz było to trudne. Jeżeli teraz coś czuła, to tego nie
okazywała.
-Słuchaj, Sawyer. Ja chcę pogadać tylko z Alex o mojej propozycji-
wytłumaczył blondyn, podnosząc swoje dłonie.
Jakiej propozycji?
Sawyer nie chciał powiedzieć o co się pokłócił z Alex tego dnia. Nie
wnikałem w to, bo nie była to moja sprawa.
-Powiedziała, że nie jest zainteresowana- powiadomił go Sawyer. Drugi
chłopak uniósł jedną brew, udając zaskoczenie. Spojrzeliśmy z Will na siebie.
To nic dobrego nie wróżyło.
-Kiedy ostatnio z nią pisałem, mówiła, że potrzebuje trochę więcej czasu-
powiedział. Włożył z powrotem dłonie do swoich kieszeni. –Czy ty czasem nie
czujesz się zagrożony? Te kłamstwo mówi za ciebie. Ale od ciebie nie można się
więcej spodziewać. Jestem zaskoczony, że jeszcze cię nie rzuciła. Zasługuje na
kogoś lepszego, niż takiego śmiecia
I kto to mówi? Miałem ochotę spytać. To nie była moja kłótnia. Nawet nie
zauważyłem, że Willow się do mnie zbliżyła, dopóki nie poczułem jej oddechu na
mojej szyi.
-Sawyer go zaraz uderzy. Jak to zrobi musisz ich
rozdzielić- wyszeptała do
mojego ucha, gdy oni zaczęli wymieniać się wszystkimi przekleństwami pod
słońcem. Corey musiał w końcu uderzyć w sedno, bo Sawyer w końcu uniósł
swoją
pięść i go uderzył. Blondyn wziął kilka kroków do tyłu, chwytając swoją
szczękę
w swoją dłoń. Z jego górnej wargi zaczął lecieć mały strumień krwi,
który
powoli zaczął lecieć na jego podbródek i szyję. Sawyer nie czekał na
jego
reakcję, tylko od razu zabrał się do kolejnego ciosu. Zdawałem się z
tego, że
Will kazała mi ich rozdzielić, ale czułem satysfakcję, widząc jak Corey
oberwał. Powinien dostać już dawno. Należało mu się. Chłopak jednak w
porę ominął pięść
mojego przyjaciela i zniżył swoją głowę. Zaczęli wymieniać się ciosami.
Skrzywiłem się, gdy Sawyer uderzył blondyna prosto w oko. Przeszedł
przez mnie
mały dreszcz, gdy Corey uderzył go w żebra. Jeden, dwa, trzy razy.
Brunet zgiął
się w pasie, cofając się do tyłu.
-Rayne! Zrób coś, ty idioto!- Wrzasnęła Will, bliska
płaczu. Otrząsnąłem
się i zerwałem się na równe nogi, podbiegając do nich. Sawyer był bliski
upadnięcia na ziemię. Wszedłem między nich i odepchnąłem Corey’a.
-Spieprzaj! Jeszcze nie skończyłem- napluł przede mną, ocierając krew, która
sączyła się z jego nosa.
-Nie. Zrobiłeś już wystarczająco. Wynoś się z tąd- powiedziałem chłodnym
głosem. Byłem przygotowany na to, że ja też oberwę. Jego oczy powędrowały do
Sawyer’a, który był oparty o Will. Przez chwilę w jego oczach pojawiła się nowa
złość, ale po chwili westchnął i machnął ręką, jakby nic się właśnie nie stało.
-Nie ważne. Ale jestem ciekawy, co Alex na to powie. O ile pamiętam, to nie
była zadowolona twoją zazdrością?- Spytał, jakby było mu to obojętne. Wyciągnął
paczkę papierosów i wyciągnął sobie jednego, zapalając go. Chuchnął na mnie
dymem, uśmiechając się przez zakrwawione usta. Odszedł bez słowa. Przez chwilę
miałem ochotę pójśc zanim i skopać mu tyłek za Sawyer’a.
-Nic ci nie jest, stary?- Zwróciłem się do niego. Brunet siedział na
ławce,trzymając się za żebra.
-Nie, Rayne. Czuję się świetne. Zaraz idę na lekcje polki- odparł, jego
głos ociekający sarkazmem. Ta, typowe zachowanie Sawyer’a. Próbował to wszystko
zamaskować.
-Weź mój samochód i pojedź z nim do szpitala.- Rzuciłem blondynce swoje
kluczyki. Złapała je bez problemu i chwyciła naszego pobitego kolegę w pasie.
Zaczął protestować, między kolorowymi przekleństwami, gdy wstawał. Tak. Musiał
jechać do szpitala. Will była jednak stanowcza i już zaczęła iść w stronę
samochodu.
-Alex nie może się o tym dowiedzieć. Nie mogę jechać- powiedział, jego usta
skrzywione w bólu. Pokręciłem automatycznie głową. Corey nieźle go urządził.
Może nie było widać tego po twarzy, ale wiedziałem, że będzie miał kilka
dobrych siniaków. Spojrzałem na niego. On naprawdę nie chciał by ona o tym
wiedziała. Nie wiedziałem jak Alex by na to wszystko zareagowała.
-Będę ciebie kryć. A teraz idź- westchnąłem. I potrzebne mi było dobre
kłamstwo.
Alex
-Zoey?- Siedziałyśmy razem w małym stoliku w stołówce. Myśli o Blaise
męczyły mnie od rana i nie mogłam przestać myśleć o najgorszym.Byli już ze sobą
dwa razy. Co ją zatrzymywało by być z nim kolejny raz? Nie miała żadnych
przeszkód. Ja nie mogłam nawet się zaliczać do małej puszki na jej drodze.
-Hm?- Blondynka spytała, biorąc gryz swojej kanapki z tuńczykiem. Jej
niesforne loki były dzisiaj związane w luźny kok, z którego wydostało się już
kilka loków.
-Co wiesz o Blaise Miller?- Oparłam swój łokieć o stół. Napiłam się swojego
soku pomarańczowego, czekając na jej odpowiedź. Gdy ją o to spytałam, przestała
przeżuwać swoje jedzenie i spojrzała na mnie jakbym zwariowała.
-Nie mów, że mój brak poczucia humoru odstraszył cię na
ciemną stronę-
zaśmiała się, odkładając swoje jedzenie na bok. Mimo tego jak fatalnie
się
czułam, na moich ustach pojawił się uśmiech. Przez te kilka dni
spędziłam dużo
swojego czasu z Zoey. Mama była zadowolona, że zdobyłam w końcu nową
koleżankę.
Czułam się trochę winna, że wcale nie widziałam się z Cat. Coraz
rzadziej ją
widywałam. Nie wiem co się stało. Jednego dnia po prostu przestałyśmy do
siebie pisać i widziałyśmy się tylko na korytarzu. Mogłam się tego
spodziewać.
Przecież ona miała też inne koleżanki. Zauważyłam je razem z nią
pierwszego
dnia. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie pasuję do ich grupy. One
wszystkie były wysportowane, a ja ledwo dawałam radę nie spuścić sobie
kuli do
kręgli na stopę. Nawet nie czułam się zazdrosna. Miałam przecież Zoey i
teraz
jeszcze doszła Holly.
-Nie, nic z takich rzeczy.- Wywróciłam oczami. –Czy ona chodziła z Sawyerem
Hendersonem?- Spytałam niepewnie. Zoey uniosła jedną blond brew, strzepując
okruszki z swoich dżinsów.
-Chodzili ze sobą dwa lata temu i na początku gimnazjum- odpowiedziała
powoli, niepewna jaką odpowiedź chce usłyszeć. –Sądziłam, że w tym roku wróci z
nią przy swoim boku. Od jakiegoś czasu Blaise się do niego kleiła
-Skąd wiesz?
-Nie trudno nie było tego zauważyć, Alex. Wymienił z nią kilka całusów przy
widowni, ale nie słyszałam, żeby byli na jakiejś randce.- Wzruszyła ramionami,
odkręcając swoją wodę. Całusów? Na jej słowa kompletnie straciłam apetyt.
Odsunęłam swoją bagietkę z daleka, wymuszając zaciekawioną minę. Nie chciałam
już więcej słuchać. Jej słowa tylko potwierdziły moje obawy.
-Ale nie chodzili ze sobą. Podobno Sawyer ma teraz dziewczynę- dodała, nie
zdając sobie sprawy, że tyle już mi wystarczyło. –Pewnie to jakaś studentka,
albo należy do gangu motocyklistów w którym jeździ- mówiła dalej. Sawyer w
gangu? Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
-On nie należy do żadnego gangu- powiedziałam, zanim zdałam sobie sprawę co
mówię. Zoey urwała się w połowie swojego zdania i spojrzała na mnie zaskoczona.
Spuściłam swój wzrok, bawiąc się moją bransoletką. Nigdy nie wiedziałam kiedy
trzymać usta na kłódkę. Skoro było takie wielkie halo wokół ich związków, to
wolałam by jak najmniej osób wiedziało o tym, że jesteśmy z Sawyerem parą. Zoey
była mądra i już po kilku sekundach usłyszałam jej głos.
-No nie wieżę. To ty nią jesteś?- Zniżyła swój głos, by nikt nas nie
usłyszał. Między nami a innymi uczniami były dwa stoliki, ale były tak blisko
ułożone, że bez problemu dało się usłyszeć nie swoją rozmowę. –Nie masz czasem
schowanego noża w plecaku?- Spytała mnie. Zaśmiałam się i pokręciłam głową.
-A ołówki się zaliczają?
-Jak najbardziej.- Kiwnęła głową. Spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy
śmiechem. Od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Trajkotanie Zoey jednak zdołało
podnieść mnie na duchu.
-On nie jest taki zły- powiedziałam, gdy się uspokoiłyśmy. Zoey wróciła do
swojej kanapki i zaczęła ją jeść z nowym apetytem.
-Skoro potrafił oczarować taką dziewczynę jak ty, to na pewno ma w sobie trochę
dżentelmena.- Wzięła kęs swojej kanapki, przeżuwając. Gdy skończyła, dodała. –
Nie martw się. Blaise nie ma z tobą szans
Uwierzyłam w jej słowa. Była ich taka pewna, że sama nie mogłam się
powstrzymać od wierzenia w tego co powiedziała. Może nie byłam idealna i nie
wyglądałam jak Blaise Miller, ale Sawyer mnie kochał. Prawda?
Reszta tygodnia minęła spokojnie. Zadania domowe zajmowały
większość mojego
popołudnia, a w szkole miałam świetne towarzystwo. Z niecierpliwością
czekałam,
aż nadejdzie piątek. Nigdy nie słyszałam muzyki na żywo, więc byłam
podekscytowana. Piątek nie mógł nadjeść szybciej. Umówiłam się z Holly
na
głównej ulicy o wpół do szóstej. Mówiła, że chciała być trochę
wcześniej, zanim
wszyscy się zjawią. Kilka razy usłyszałam rozmowy innych osób, którzy
rozmawiali
o kapeli, która miała grać w u Pinecole. Gdy wróciłam z szkoły zjadłam
obiad i
oznajmiłam mamie, że wychodzę. Przez dziesięć minut zastanawiałam się co
ubrać.
W końcu przystałam na topie w czerwoną kratkę z obciętymi rękawami, który był
zawiązywany z przodu. Ubrałam do tego krótką spódniczkę ze spranego, elastycznego
materiału z gumką w talii i czarne sandały na płaskim obcasie. Rozpuściłam
swoje włosy z warkocza i nałożyłam tylko trochę błyszczyku na usta. Gdy
przyszłam w miejsce, gdzie umówiłam się z Holly, ona już tam była. W jej
włosach było kilka dodatkowych niebieskich pasemek, tylko że ty były ciut
ciemniejsze. Miała na sobie skórzane spodenki i t-shirt na którym pisało „Łowca
Zombie”. Przywitałyśmy się i zaczęłyśmy iść w stronę Pinecole.
-Myślałam, że ten dzień się nigdy nie skończy. Dopiero co szkoła się
zaczęła, a ja już marzę o wakacjach- powiedziała, niezadowolona.
-Przeżyłaś tyle lat, więc ten rok to będzie nic- odparłam,
uśmiechając się.
Słońce nadal świeciło tak samo jak w południe, ale jakby co wzięłam
swoją
marynarkę. Nie wiedziałam o której wrócę do domu. Spodziewałam się, że
trochę później niż zwykle. Mamie to nie przeszkadzało. Była szczęśliwa,
że w końcu się zaaklimatyzowałam w tym mieście.
-Daj spokój. Wstawanie o takich godzinach do szkoły powinno być nielegalne-
zaśmiała się, kopiąc kamyk przed sobą. Zatrzymałyśmy się przed jednym z
budynków niedaleko głównej ulicy. Z okien wylewał się witające światło. Nad
drzwiami wisiał napis z nazwa klubu, ale jeszcze się nie palił, co oznaczało,
że klub był jeszcze zajęty. Zdziwiło mnie to. Czemu byłyśmy tak wcześnie? Holly
nie widziała w tym nic złego i pchnęła drzwi, które otworzyły się bez żadnego
problemu. Weszłam za nią do środka, nadal się zastanawiając, o co tutaj chodzi.
Klub był bardzo duży. Najdalej od drzwi był bar, który mógł usiedzieć dobre
dziesięć osób. Po prawej była scena, już przygotowana na występ kapeli. Parkiet
był większy niż ten w klubie Lindy. Całe pomieszczenie wyglądało świetnie. Nie
dziwiłam sie, że Holly lubiła tu przychodzić.
-No w końcu!- Usłyszałam głoś dorosłego mężczyzny. Nie zauważyłam go, gdy
weszłam. Stał za barem i wycierał szklanki ręcznikiem. Jego cała prawa ręką była wytatuowana.
-Cześć, Quinn- przywitała się Holly. –To jest Alex- przedstawiła mnie
mężczyźnie, który posłał mi ciepły uśmiech. Odwzajemniłam go i pomachałam dłonią.
-Reszta jest z tyłu. Lepiej idź, bo już się niecierpliwią- powiedział,
odkładając szklankę na bok. Zarzucił ręcznik na swoje ramie, przelatując dłonią
po swojej zgolonej głowie. Jaka reszta? Ktoś w myślach mi mówił, że powinnam o
czymś pamiętać. Spotkałam wcześniej Holly, ale nie pamiętałam gdzie.
Przełknęłam swoje zmartwienie i zaczęłam iść za brunetką. Dopiero, gdy
wyszłyśmy z sali usłyszałam znany mi głos.
I can see you there
with the city lights
Fourteenth floor pale blue eyes
I can breathe you in
Two shadows standing by the bedroom door
No, I could not want you more
Then I did right then
As our heads leaned in
Fourteenth floor pale blue eyes
I can breathe you in
Two shadows standing by the bedroom door
No, I could not want you more
Then I did right then
As our heads leaned in
Słychać było tylko jego głos i melodię, którą ktoś grał na gitarze. Corey.
Wiedziałam już to, zanim Holly otworzyła drzwi i ujrzałam go siedzącego na
jednym z wysokich krzeseł. Mimo tego, że Holly mnie okłamała, weszłam za nią.
Pierwsze co zauważyłam to, że było tam trzech chłopaków. Jeden z nich siedział
na kanapie i brzdąkał na akustycznej gitarze piosenkę, do której śpiewał
Corey. Miał pochyloną głowę w koncentracji i jego ciemne włosy opadały na jego
czoło. Przez chwilę patrzałam jak jego palce zwinnie poruszały się po strunach.
-Holls, myślałem, że zginęłaś!- Krzyknął chłopak z tyłu i podszedł do niej
w kilku szybkich krokach.
-Pewnie byś się ucieszył, Gabe- zaśmiała się, kładąc ręce na swoich
biodrach.
-Nie zaprzeczam- odparł i od razu dostał w ramie od brunetki. Więc stąd kojarzyłam
Holly. Ich twarze z imprezy u Rayne’a. Holly grająca na presji, Gabe i ten
brunet na gitarach oraz Corey jako wokal. Okłamała mnie. To wszystko był to był
podstęp by mnie zaciągnąć. Ale ze mnie idiotka, pomyślałam. Powinnam już dawno
się domyślić. Zacisnęłam mocno zęby, patrząc na nich wszystkich poklei. Mój
wzrok w końcu wylądował na Corey’u, który podparł swoje łokcie o kolana i
patrzał na mnie z małym uśmiechem na ustach. Jego prawe oko było podbite i
udekorowane niebiesko-fioletowymi sińcami, a górna warga miała małe rozcięcie.
Moja intuicja kazała mi połączyć to z zdarzeniem z przed kilku dni, ale ja
tylko mogłam się skupić, na tym, że Holly mnie tutaj zaciągnęła.
-Cześć- powiedział w końcu Corey. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie i
zwróciłam się do brunetki, która siedziała obok chłopaka z gitarą. Jego oczy
były równie ciemne jak jego włosy, które były krótkie, ale nadal się trochę
kręciły. W prawym uchu miał czarny kolczyk i miał na sobie starą granatową
koszulkę z krótkim rękawkiem.
-Czemu nie mogłaś mi powiedzieć prawy?- Spytałam Holly. Skrzyżowałam swoje
ręce na klatce piersiowej, pokazując jej, że jestem zła. Czułam to też wobec
siebie. Już przy wejściu coś mi nie pasowało, ale to zignorowałam. I co mi to
dało?
-Wtedy byś wcale nie przyszła- odparła spokojnie. Podwinęła swoje nogi pod
siebie, obserwując mnie.
-Masz rację- wymamrotałam i odwróciłam się do wyjścia.
-A teraz chociaż możemy z tobą porozmawiać. Nie dałaś jeszcze Corey’owi
odpowiedzi- usłyszałam ją za sobą. Odwróciłam się z powrotem, opierając się o
drzwi. Blondyn, Gabe, wrócił na swoje miejsce i brzdąkał coś na gitarze.
-Alex, słuchaj. Naprawdę przyda nam się ktoś z takim głosem jak ty- zaczął
Corey, ale mu przerwałam.
-Ja mam tremę- powiedziałam, czując jak moje policzki lekko się rumienią.
Jeżeli on to zauważył, to nie zareagował.
-Każdy tak ma. Świetnie śpiewasz, a my potrzebujemy takiej
osoby jak ty...-
wstał z swojego miejsca, podchodząc do mnie. Zerknęłam kątem oka na
Holly, ale
ona patrzała na mnie prosząco jak Corey. – Daj temu szansę. Proszę?
Poświęć nam
dwa tygodnie. Jeśli ci się spodoba, zostaniesz. A jeśli nie...No to będę
dalej
musiał śpiewać sam.- Położył dłoń na moim ramieniu. Uniosłam swój wzrok i
spojrzałam mu w oczy. Prosił tylko o dwa tygodnie. Ale co by powiedział
na to
Sawyer? Corey był powodem dla którego się wtedy pokłóciliśmy. Obiecał
mi, że
nie odstawi już więcej takiej szopki, ale czy naprawdę mógł się
powstrzymać?
Ale z drugiej strony, on nie powinien mnie powstrzymywać od tego co chcę
robić.
Była to dla mnie świetna okazja. Miałam mieszane uczucia. Nadal czułam
resztki
złości w żołądku. Holly mnie okłamała, ale tak naprawdę bardzo chciała
bym w końcu się zgodziła. Westchnęłam, przelatując dłonią przez swoje
włosy.
Tak, czy nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz