piątek, 27 lipca 2012

Część 2: Rozdział 4


Rozdział 4
Podstęp

Rayne
-Będziemy potrzebować jakiś narzędzi.- Czerwone usta Will ruszały się tak szybko, że nie mogłem nadążyć. Zawsze zadziwiało mnie to, jak szybko potrafiła zmieniać swoje oblicza. Will, którą znało większość osób była opanowaną flirciarą, która była pewna siebie. Po drugiej stronie drzwi stała druga drzwi, do których tylko kilka osób miało klucz. Ta dziewczyna była straszną gadułą i nie kryła swoich uczuć pod stworzoną przez siebie maską.  Te całe wyzywające ubrania, masa chłopaków z którymi przychodziła do domu pijana...Do tego była zdolna by tylko zwrócić na siebie uwagę swoich rodziców. Ale nie ważne jak się ubrała, czy ile wypiła, oni nadal traktowali ją jak powietrze. Jessie nie odczuwał tego tak jak ona. Raz na jakiś czas zauważyłem, że był zły, gdy ich rodzice znowu wyjechali na kolejne spotkanie. Nie wiedziałem co zachodziło w jej głowie, ale jedno było jasne. Chciała być kochana i zauważana przez swoich rodziców.
-Pytaj o to Caleba. Pewnie jakieś ma.- Sawyer siadł obok niej, kładąc swoje stopy na jej kolanach.
-A ci czasem nie za wygodnie?-Spytała go, spychając jego nogi. Brunet wzruszył ramionami, zamykając oczy. Słońce dawało o sobie znać. Czułem, że jeśli nie znajdę niedługo jakiegoś cienia, będę wyglądał jak rak. Same uroki bycia rudowłosym.
-Pamiętasz jak kiedyś nie chciałaś się do mnie zbliżać?-Spytałem blondynkę, przypominając sobie o wczesnych latach naszej przyjaźni.
-Myślałam, że zabierałeś ludziom ich dusze.- Zaśmiała się, przyciągając swoje kolana do klatki piersiowej. Położyła na nich swój podbródek, patrząc na mnie.
-A kogo to była wina?- Strzeliłem żartobliwie brunetowi mordercze spojrzenie. Sawyer tego nie widział, ale po chwili otworzył jedno oko i podniósł swoją dłoń do góry.
-Powiedziałem, że każdy pieg reprezentował jedną duszę, którą ukradłeś innej osobie
-A ja głupia ci uwierzyłam- dodała Will, zagarniając kosmyk swoich platynowych włosów za ucho.
-Ale po kilku tygodniach o tym zapomniałaś i oświadczyłaś mi się w piaskownicy- uśmiechnąłem się na wspomnienie. Spojrzałem na blondynkę. Mógłbym przysiąc, że się zarumieniła. Nie. Przez to słońce źle widziałem.
-Pierścionek z żelka. Pycha- wyszeptała głośno.
-Nie zapominaj, Romeo, że mi też się oświadczyła- wtrącił Sawyer. Posłałem mu środkowy palec, na co Will pokręciła głową.
-Ty kawalerem nie jesteś, więc siedź cicho- powiedziałem. Nie trudno było nie zauważyć, że on i Alex byli parą. Była miłą dziewczyną, której jak najbardziej on potrzebował.
-I kto to mówi. Singiel z wyboru, czy żadna cie nie chce?- Zaśmiał się brunet. Wziąłem najbliższą puszkę po coli, którą piłem i rzuciłem nią w niego. Chłopak zerwał się z swojego miejsca szybko i puszka nawet go nie zahaczyła.
-Ej, ej. Rayne ma narzeczoną.- Will oznajmiła, mówiąc o sobie.
-Która zdradza go z pierwszym lepszym.- Tym razem to Will rzuciła w niego puszką. Oparłem swoje łokcie o stolik, słuchając jak sprzeczają się o głupoty. Uwielbiałem spędzać z nimi czas. Will była jak matka dla naszej grupy. Gdy nam wszystkim odbijało, ona wszystko zawsze rozwiązywała. Nie miała dużo znajomych, którzy byli dziewczynami. One widziały w niej tylko...Złość się we mnie gotowała, gdy tylko przypominałem sobie o tych rzeczach, które nieraz usłyszałem o niej na korytarzu. Niektóre dziewczyny potrafiły być takie puste. Owszem. Willow często chodziła na randki, ale nie posuwała się do takiego stopnia, gdzie zwijała sobie czyjegoś chłopaka. Miała do siebie więcej szacunku, które one nie widziały. I co zazdrość może zrobić z człowiekiem. One nie wiedzą, że kiedyś się nacięła. Ktoś złamał jej serce. Wiedziałem, że nie lubiła tego okazywać, ale nadal to trochę odczuwała. Zjawiła się u mnie jeden wieczór w październiku. Jej nowa fioletowa sukienka była zmoczona do suchej nitki. Była cała zapłakana, gdy powiedziała mi jak on ją rzucił. Zwykły dupek. Był o trzy lata starszy od niej. Mówią, że pierwsza miłość najbardziej boli. Tylko dlaczego nie mogła zakochać się w osobie, która sama odwzajemniała to uczucie i nadal odwzajemnia?
-...co ty na to, Rayne?
-Co?- Wyrwałem się z swoich myśli. Sawyer i Will przestali się kłócić i wrócili do sprawy, którą wcześniej omawialiśmy.
-Mówiłam, że pomożemy Lindy w weekend- powiedziała powoli. Kilka pijanych chłopaków zrobiło rozróbę w weekend. Włamali się i zaczęli rozwalać wszystko co im stanęło na drodze. Gdy Lindy usłyszała hałas było już za późno. Połowa klubu była zdemolowana. Właścicielka ledwo wiązała koniec z końcem na co dzień, a teraz to. Jacy idioci mogli zrobić takie coś? Lindy nie miała dość pieniędzy by naprawić wszystkie zniszczenia, a to co dostała od ubezpieczalni ledwo pokryje kupienie nowych szklanek i stolików. Wszyscy z nas proponowali, że dadzą jej trochę pieniędzy, ale ta kobieta była strasznie uparta i nie chciała ich przyjąć "Nie będę brała pieniędzy waszych rodziców" powiedziała. Nie pozostawało jej nic innego jak zamknąć klub. Gdy ostatnio odwiedziłem ją z Masonem, nawet jej ulubione czekoladki nie sprawiły, że się uśmiechnęła chociaż na chwilę. Lindy była dla nas wszystkich jak druga matka. Serce mi się krajało, gdy teraz na nią patrzałem. Zawsze była taka szczęśliwa. Musiałem jej pomóc, ale nie wiedziałem jak. Na razie musieliśmy zając się małymi naprawami.
-Jasne. Kończę pracę po piątej- odparłem. Spojrzałem na swój zegarek. Mieliśmy jeszcze piętnaście minut do ostatniej lekcji. Dzisiaj nasza trójka piątą lekcje miała wolną. Moi rodzice nieszczególnie popierali to, że pracowałem w domu dziecka. Nie raz byłem zły, gdy słyszałem ich słowa. Jedyne co różniło ich od tych dzieci było wartość pieniędzy, którą mieli w kieszeniach. Sawyer przywoził stare zabawki Jett'a i Tony'eyo, gdy nie były zniszczone.
-Będę musiała pojechać w takim razie autobusem- powiedziała Will. Reszta chłopaków miała treningi.
-Nie potrzeba. Ja cię zawiozę- zapewnił ją Sawyer. Nie miałem ochoty iść na następną lekcje, ale wiedziałem, że zadzwonią do moich rodziców, jeśli zauważą moją nieobecność. Nienawidziłem szkolnego systemu. Cień w kącie mojego wzroku przykuł moją uwagę. Zwróciłem się w jego stronę.
-Co ty tu robisz?- Pytanie wydostało się z moich ust, zanim zdążyłem je zatrzymać. Sawyer i Will odwrócili się w stronę blondyna.
-Szukam pewnej dziewczyny- odpowiedział, podchodząc do nas. Włożył dłonie do kieszeni swoich dżinsów, patrząc na nas wszystkich z kolei.
-Kogo?- Will uniosła jedną brew, zaskoczona.
-Twojej koleżanki.- Corey skinął głową w stronę Sawyer’a. –Alex- dodał, uśmiechając się do niego. Nie musiałem spojrzeć na dłonie bruneta, by wiedzieć, że były zaciśnięte w pięści. Słyszałem o kłótni Alex i Sawyer’a na mojej imprezie, ale on nie chciał mi powiedzieć o co chodziło. Sposób w który on patrzał na Corey’a, mówił wszystko. Zatrudniłem go i jego kapelę „To Whom It May Concern” na swoją imprezę. Byli jedyną kapelą, która była dostępna na ten dzień. Obiecałem muzykę na żywo i musiałem dotrzymać swojego słowa. Byli dobrzy. Grali covery i swoje własne piosenki.
-Radził bym ci iść- powiedział Sawyer przez zaciśnięte zęby.
-Bo co? Stary, przestań trzymać ją na smyczy- zaśmiał się kpiąco, kręcąc głową. Skrzyżował ręce na swoim torsie. 
-Ty chyba nie rozumiesz... Masz. Ją. Zostawić. W. Spokoju- odparł, dając nacisk na każde słowo. –I nie trzymam jej na smyczy, tylko bronię przed takimi dupkami jak ty-
-Wiele nas nie różni, prawda?- Spytał Corey, uśmiechając się, jakby ktoś właśnie dał my tysiąc dolarów. Mówił o tym, że obydwoje złamali komuś serce. Sawyer zrobił to wiele razy. Kiedyś pożerał kilka serc w miesiąc, jakby nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Musieliśmy zaakceptować go jakim był. Nie raz zastanawiałem się, czy Alex też chciał tak egoistycznie zepsuć. A Corey złamał serce...Willow. Kątem oka zerknąłem na nią, by upewnić się, czy wszystko w porządku. Starałem się nie okazywać złości, bo Will nie kazała się wtrącać nam w jej związki, ale nie raz było to trudne. Jeżeli teraz coś czuła, to tego nie okazywała.
-Słuchaj, Sawyer. Ja chcę pogadać tylko z Alex o mojej propozycji- wytłumaczył blondyn, podnosząc swoje dłonie.
Jakiej propozycji?
Sawyer nie chciał powiedzieć o co się pokłócił z Alex tego dnia. Nie wnikałem w to, bo nie była to moja sprawa.
-Powiedziała, że nie jest zainteresowana- powiadomił go Sawyer. Drugi chłopak uniósł jedną brew, udając zaskoczenie. Spojrzeliśmy z Will na siebie. To nic dobrego nie wróżyło.
-Kiedy ostatnio z nią pisałem, mówiła, że potrzebuje trochę więcej czasu- powiedział. Włożył z powrotem dłonie do swoich kieszeni. –Czy ty czasem nie czujesz się zagrożony? Te kłamstwo mówi za ciebie. Ale od ciebie nie można się więcej spodziewać. Jestem zaskoczony, że jeszcze cię nie rzuciła. Zasługuje na kogoś lepszego, niż takiego śmiecia
I kto to mówi? Miałem ochotę spytać. To nie była moja kłótnia. Nawet nie zauważyłem, że Willow się do mnie zbliżyła, dopóki nie poczułem jej oddechu na mojej szyi.
-Sawyer go zaraz uderzy. Jak to zrobi musisz ich rozdzielić- wyszeptała do mojego ucha, gdy oni zaczęli wymieniać się wszystkimi przekleństwami pod słońcem. Corey musiał w końcu uderzyć w sedno, bo Sawyer w końcu uniósł swoją pięść i go uderzył. Blondyn wziął kilka kroków do tyłu, chwytając swoją szczękę w swoją dłoń. Z jego górnej wargi zaczął lecieć mały strumień krwi, który powoli zaczął lecieć na jego podbródek i szyję. Sawyer nie czekał na jego reakcję, tylko od razu zabrał się do kolejnego ciosu. Zdawałem się z tego, że Will kazała mi ich rozdzielić, ale czułem satysfakcję, widząc jak Corey oberwał. Powinien dostać już dawno. Należało mu się. Chłopak jednak w porę ominął pięść mojego przyjaciela i zniżył swoją głowę. Zaczęli wymieniać się ciosami. Skrzywiłem się, gdy Sawyer uderzył blondyna prosto w oko. Przeszedł przez mnie mały dreszcz, gdy Corey uderzył go w żebra. Jeden, dwa, trzy razy. Brunet zgiął się w pasie, cofając się do tyłu.
-Rayne! Zrób coś, ty idioto!- Wrzasnęła Will, bliska płaczu. Otrząsnąłem się i zerwałem się na równe nogi, podbiegając do nich. Sawyer był bliski upadnięcia na ziemię. Wszedłem między nich i odepchnąłem Corey’a.
-Spieprzaj! Jeszcze nie skończyłem- napluł przede mną, ocierając krew, która sączyła się z jego nosa.
-Nie. Zrobiłeś już wystarczająco. Wynoś się z tąd- powiedziałem chłodnym głosem. Byłem przygotowany na to, że ja też oberwę. Jego oczy powędrowały do Sawyer’a, który był oparty o Will. Przez chwilę w jego oczach pojawiła się nowa złość, ale po chwili westchnął i machnął ręką, jakby nic się właśnie nie stało.
-Nie ważne. Ale jestem ciekawy, co Alex na to powie. O ile pamiętam, to nie była zadowolona twoją zazdrością?- Spytał, jakby było mu to obojętne. Wyciągnął paczkę papierosów i wyciągnął sobie jednego, zapalając go. Chuchnął na mnie dymem, uśmiechając się przez zakrwawione usta. Odszedł bez słowa. Przez chwilę miałem ochotę pójśc zanim i skopać mu tyłek za Sawyer’a.
-Nic ci nie jest, stary?- Zwróciłem się do niego. Brunet siedział na ławce,trzymając się za żebra.
-Nie, Rayne. Czuję się świetne. Zaraz idę na lekcje polki- odparł, jego głos ociekający sarkazmem. Ta, typowe zachowanie Sawyer’a. Próbował to wszystko zamaskować.
-Weź mój samochód i pojedź z nim do szpitala.- Rzuciłem blondynce swoje kluczyki. Złapała je bez problemu i chwyciła naszego pobitego kolegę w pasie. Zaczął protestować, między kolorowymi przekleństwami, gdy wstawał. Tak. Musiał jechać do szpitala. Will była jednak stanowcza i już zaczęła iść w stronę samochodu.
-Alex nie może się o tym dowiedzieć. Nie mogę jechać- powiedział, jego usta skrzywione w bólu. Pokręciłem automatycznie głową. Corey nieźle go urządził. Może nie było widać tego po twarzy, ale wiedziałem, że będzie miał kilka dobrych siniaków. Spojrzałem na niego. On naprawdę nie chciał by ona o tym wiedziała. Nie wiedziałem jak Alex by na to wszystko zareagowała.
-Będę ciebie kryć. A teraz idź- westchnąłem. I potrzebne mi było dobre kłamstwo.

Alex

-Zoey?- Siedziałyśmy razem w małym stoliku w stołówce. Myśli o Blaise męczyły mnie od rana i nie mogłam przestać myśleć o najgorszym.Byli już ze sobą dwa razy. Co ją zatrzymywało by być z nim kolejny raz? Nie miała żadnych przeszkód. Ja nie mogłam nawet się zaliczać do małej puszki na jej drodze.
-Hm?- Blondynka spytała, biorąc gryz swojej kanapki z tuńczykiem. Jej niesforne loki były dzisiaj związane w luźny kok, z którego wydostało się już kilka loków.
-Co wiesz o Blaise Miller?- Oparłam swój łokieć o stół. Napiłam się swojego soku pomarańczowego, czekając na jej odpowiedź. Gdy ją o to spytałam, przestała przeżuwać swoje jedzenie i spojrzała na mnie jakbym zwariowała.
-Nie mów, że mój brak poczucia humoru odstraszył cię na ciemną stronę- zaśmiała się, odkładając swoje jedzenie na bok. Mimo tego jak fatalnie się czułam, na moich ustach pojawił się uśmiech. Przez te kilka dni spędziłam dużo swojego czasu z Zoey. Mama była zadowolona, że zdobyłam w końcu nową koleżankę. Czułam się trochę winna, że wcale nie widziałam się z Cat. Coraz rzadziej ją widywałam. Nie wiem co się stało. Jednego dnia po prostu przestałyśmy do siebie pisać i widziałyśmy się tylko na korytarzu. Mogłam się tego spodziewać. Przecież ona miała też inne koleżanki. Zauważyłam je razem z nią pierwszego dnia. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie pasuję do ich grupy. One wszystkie były wysportowane, a ja ledwo dawałam radę nie spuścić sobie kuli do kręgli na stopę. Nawet nie czułam się zazdrosna. Miałam przecież Zoey i teraz jeszcze doszła Holly.
-Nie, nic z takich rzeczy.- Wywróciłam oczami. –Czy ona chodziła z Sawyerem Hendersonem?- Spytałam niepewnie. Zoey uniosła jedną blond brew, strzepując okruszki z swoich dżinsów.
-Chodzili ze sobą dwa lata temu i na początku gimnazjum- odpowiedziała powoli, niepewna jaką odpowiedź chce usłyszeć. –Sądziłam, że w tym roku wróci z nią przy swoim boku. Od jakiegoś czasu Blaise się do niego kleiła
-Skąd wiesz?
-Nie trudno nie było tego zauważyć, Alex. Wymienił z nią kilka całusów przy widowni, ale nie słyszałam, żeby byli na jakiejś randce.- Wzruszyła ramionami, odkręcając swoją wodę. Całusów? Na jej słowa kompletnie straciłam apetyt. Odsunęłam swoją bagietkę z daleka, wymuszając zaciekawioną minę. Nie chciałam już więcej słuchać. Jej słowa tylko potwierdziły moje obawy.
-Ale nie chodzili ze sobą. Podobno Sawyer ma teraz dziewczynę- dodała, nie zdając sobie sprawy, że tyle już mi wystarczyło. –Pewnie to jakaś studentka, albo należy do gangu motocyklistów w którym jeździ- mówiła dalej. Sawyer w gangu? Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
-On nie należy do żadnego gangu- powiedziałam, zanim zdałam sobie sprawę co mówię. Zoey urwała się w połowie swojego zdania i spojrzała na mnie zaskoczona. Spuściłam swój wzrok, bawiąc się moją bransoletką. Nigdy nie wiedziałam kiedy trzymać usta na kłódkę. Skoro było takie wielkie halo wokół ich związków, to wolałam by jak najmniej osób wiedziało o tym, że jesteśmy z Sawyerem parą. Zoey była mądra i już po kilku sekundach usłyszałam jej głos.
-No nie wieżę. To ty nią jesteś?- Zniżyła swój głos, by nikt nas nie usłyszał. Między nami a innymi uczniami były dwa stoliki, ale były tak blisko ułożone, że bez problemu dało się usłyszeć nie swoją rozmowę. –Nie masz czasem schowanego noża w plecaku?- Spytała mnie. Zaśmiałam się i pokręciłam głową.
-A ołówki się zaliczają?
-Jak najbardziej.- Kiwnęła głową. Spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem. Od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Trajkotanie Zoey jednak zdołało podnieść mnie na duchu.
-On nie jest taki zły- powiedziałam, gdy się uspokoiłyśmy. Zoey wróciła do swojej kanapki i zaczęła ją jeść z nowym apetytem.
-Skoro potrafił oczarować taką dziewczynę jak ty, to na pewno ma w sobie trochę dżentelmena.- Wzięła kęs swojej kanapki, przeżuwając. Gdy skończyła, dodała. – Nie martw się. Blaise nie ma z tobą szans
Uwierzyłam w jej słowa. Była ich taka pewna, że sama nie mogłam się powstrzymać od wierzenia w tego co powiedziała. Może nie byłam idealna i nie wyglądałam jak Blaise Miller, ale Sawyer mnie kochał. Prawda?

Reszta tygodnia minęła spokojnie. Zadania domowe zajmowały większość mojego popołudnia, a w szkole miałam świetne towarzystwo. Z niecierpliwością czekałam, aż nadejdzie piątek. Nigdy nie słyszałam muzyki na żywo, więc byłam podekscytowana. Piątek nie mógł nadjeść szybciej. Umówiłam się z Holly na głównej ulicy o wpół do szóstej. Mówiła, że chciała być trochę wcześniej, zanim wszyscy się zjawią. Kilka razy usłyszałam rozmowy innych osób, którzy rozmawiali o kapeli, która miała grać w u Pinecole. Gdy wróciłam z szkoły zjadłam obiad i oznajmiłam mamie, że wychodzę. Przez dziesięć minut zastanawiałam się co ubrać. W końcu przystałam na topie w czerwoną  kratkę z obciętymi rękawami, który był zawiązywany z przodu. Ubrałam do tego krótką spódniczkę ze spranego, elastycznego materiału z gumką w talii i czarne sandały na płaskim obcasie. Rozpuściłam swoje włosy z warkocza i nałożyłam tylko trochę błyszczyku na usta. Gdy przyszłam w miejsce, gdzie umówiłam się z Holly, ona już tam była. W jej włosach było kilka dodatkowych niebieskich pasemek, tylko że ty były ciut ciemniejsze. Miała na sobie skórzane spodenki i t-shirt na którym pisało „Łowca Zombie”. Przywitałyśmy się i zaczęłyśmy iść w stronę Pinecole.
-Myślałam, że ten dzień się nigdy nie skończy. Dopiero co szkoła się zaczęła, a ja już marzę o wakacjach- powiedziała, niezadowolona.
-Przeżyłaś tyle lat, więc ten rok to będzie nic- odparłam, uśmiechając się. Słońce nadal świeciło tak samo jak w południe, ale jakby co wzięłam swoją marynarkę. Nie wiedziałam o której wrócę do domu. Spodziewałam się, że trochę później niż zwykle. Mamie to nie przeszkadzało. Była szczęśliwa, że w końcu się zaaklimatyzowałam w tym mieście.
-Daj spokój. Wstawanie o takich godzinach do szkoły powinno być nielegalne- zaśmiała się, kopiąc kamyk przed sobą. Zatrzymałyśmy się przed jednym z budynków niedaleko głównej ulicy. Z okien wylewał się witające światło. Nad drzwiami wisiał napis z nazwa klubu, ale jeszcze się nie palił, co oznaczało, że klub był jeszcze zajęty. Zdziwiło mnie to. Czemu byłyśmy tak wcześnie? Holly nie widziała w tym nic złego i pchnęła drzwi, które otworzyły się bez żadnego problemu. Weszłam za nią do środka, nadal się zastanawiając, o co tutaj chodzi. Klub był bardzo duży. Najdalej od drzwi był bar, który mógł usiedzieć dobre dziesięć osób. Po prawej była scena, już przygotowana na występ kapeli. Parkiet był większy niż ten w klubie Lindy. Całe pomieszczenie wyglądało świetnie. Nie dziwiłam sie, że Holly lubiła tu przychodzić.
-No w końcu!- Usłyszałam głoś dorosłego mężczyzny. Nie zauważyłam go, gdy weszłam. Stał za barem i wycierał szklanki ręcznikiem. Jego cała prawa ręką była wytatuowana.
-Cześć, Quinn- przywitała się Holly. –To jest Alex- przedstawiła mnie mężczyźnie, który posłał mi ciepły uśmiech. Odwzajemniłam go i pomachałam dłonią.
-Reszta jest z tyłu. Lepiej idź, bo już się niecierpliwią- powiedział, odkładając szklankę na bok. Zarzucił ręcznik na swoje ramie, przelatując dłonią po swojej zgolonej głowie. Jaka reszta? Ktoś w myślach mi mówił, że powinnam o czymś pamiętać. Spotkałam wcześniej Holly, ale nie pamiętałam gdzie. Przełknęłam swoje zmartwienie i zaczęłam iść za brunetką. Dopiero, gdy wyszłyśmy z sali usłyszałam znany mi głos.
I can see you there with the city lights
Fourteenth floor pale blue eyes
I can breathe you in
Two shadows standing by the bedroom door
No, I could not want you more
Then I did right then
As our heads leaned in
Słychać było tylko jego głos i melodię, którą ktoś grał na gitarze. Corey. Wiedziałam już to, zanim Holly otworzyła drzwi i ujrzałam go siedzącego na jednym z wysokich krzeseł. Mimo tego, że Holly mnie okłamała, weszłam za nią. Pierwsze co zauważyłam to, że było tam trzech chłopaków. Jeden z nich siedział na kanapie i brzdąkał na akustycznej gitarze piosenkę, do której śpiewał Corey. Miał pochyloną głowę w koncentracji i jego ciemne włosy opadały na jego czoło. Przez chwilę patrzałam jak jego palce zwinnie poruszały się po strunach.
-Holls, myślałem, że zginęłaś!- Krzyknął chłopak z tyłu i podszedł do niej w kilku szybkich krokach.
-Pewnie byś się ucieszył, Gabe- zaśmiała się, kładąc ręce na swoich biodrach.
-Nie zaprzeczam- odparł i od razu dostał w ramie od brunetki. Więc stąd kojarzyłam Holly. Ich twarze z imprezy u Rayne’a. Holly grająca na presji, Gabe i ten brunet na gitarach oraz Corey jako wokal. Okłamała mnie. To wszystko był to był podstęp by mnie zaciągnąć. Ale ze mnie idiotka, pomyślałam. Powinnam już dawno się domyślić. Zacisnęłam mocno zęby, patrząc na nich wszystkich poklei. Mój wzrok w końcu wylądował na Corey’u, który podparł swoje łokcie o kolana i patrzał na mnie z małym uśmiechem na ustach. Jego prawe oko było podbite i udekorowane niebiesko-fioletowymi sińcami, a górna warga miała małe rozcięcie. Moja intuicja kazała mi połączyć to z zdarzeniem z przed kilku dni, ale ja tylko mogłam się skupić, na tym, że Holly mnie tutaj zaciągnęła.
-Cześć- powiedział w końcu Corey. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie i zwróciłam się do brunetki, która siedziała obok chłopaka z gitarą. Jego oczy były równie ciemne jak jego włosy, które były krótkie, ale nadal się trochę kręciły. W prawym uchu miał czarny kolczyk i miał na sobie starą granatową koszulkę z krótkim rękawkiem.
-Czemu nie mogłaś mi powiedzieć prawy?- Spytałam Holly. Skrzyżowałam swoje ręce na klatce piersiowej, pokazując jej, że jestem zła. Czułam to też wobec siebie. Już przy wejściu coś mi nie pasowało, ale to zignorowałam. I co mi to dało?
-Wtedy byś wcale nie przyszła- odparła spokojnie. Podwinęła swoje nogi pod siebie, obserwując mnie.
-Masz rację- wymamrotałam i odwróciłam się do wyjścia.
-A teraz chociaż możemy z tobą porozmawiać. Nie dałaś jeszcze Corey’owi odpowiedzi- usłyszałam ją za sobą. Odwróciłam się z powrotem, opierając się o drzwi. Blondyn, Gabe, wrócił na swoje miejsce i brzdąkał coś na gitarze.
-Alex, słuchaj. Naprawdę przyda nam się ktoś z takim głosem jak ty- zaczął Corey, ale mu przerwałam.
-Ja mam tremę- powiedziałam, czując jak moje policzki lekko się rumienią. Jeżeli on to zauważył, to nie zareagował.
-Każdy tak ma. Świetnie śpiewasz, a my potrzebujemy takiej osoby jak ty...- wstał z swojego miejsca, podchodząc do mnie. Zerknęłam kątem oka na Holly, ale ona patrzała na mnie prosząco jak Corey. – Daj temu szansę. Proszę? Poświęć nam dwa tygodnie. Jeśli ci się spodoba, zostaniesz. A jeśli nie...No to będę dalej musiał śpiewać sam.- Położył dłoń na moim ramieniu. Uniosłam swój wzrok i spojrzałam mu w oczy. Prosił tylko o dwa tygodnie. Ale co by powiedział na to Sawyer? Corey był powodem dla którego się wtedy pokłóciliśmy. Obiecał mi, że nie odstawi już więcej takiej szopki, ale czy naprawdę mógł się powstrzymać? Ale z drugiej strony, on nie powinien mnie powstrzymywać od tego co chcę robić. Była to dla mnie świetna okazja. Miałam mieszane uczucia. Nadal czułam resztki złości w żołądku. Holly mnie okłamała, ale tak naprawdę bardzo chciała bym w końcu się zgodziła. Westchnęłam, przelatując dłonią przez swoje włosy.
Tak, czy nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz