Rozdział 30
Zemsta
-Tylko dzwoń codziennie.-
Mama przytuliła mnie po raz piąty w ciągu dwóch minut.
-Dobrze- wymamrotałam do jej
ramienia. Sawyer, Oliver i jego kolega, czekali już na mnie w samochodzie.
Dwunastolatek nadal nie wiedział, o co chodziło dokładnie w tej wycieczce.
Sawyer kazał mu zabrać ze sobą swojego przyjaciela, Dean'a, by było raźniej. A
podróż z osobami o kilka lat starszymi od siebie jest fajne tylko do pewnego
czasu. Kolega młodego Hendersona zdawał się mi bardziej cichy, w porównaniu do
Oliver'a, który mi wytłumaczył, że on tylko dużo myślał. Też lubił sport, a po
jego ubiorze widać było, że jego pasją była deskorolka. Pożegnałam się z mamą
i wsiadłam do samochodu.
-Te pożegnanie wyglądało
jakbyś wyjeżdżała na zawsze, a nie na dwa tygodnie- powiedział do mnie Sawyer,
odpalając samochód. Les postanowił użyczyć nam swoje auto, chociaż po jego
minie, gdy dawał swojemu bratu kluczyki, widać było, że stała za tym
Caroline. Nadal myśleli, że jesteśmy skłóceni i zapewnię sądzili, że to świetna
okazja by się pogodzić.
-Daj spokój- westchnęłam,
otwierając szybę. -Jestem jej jedyną córką-
-Dobrze, nic nie mówię. Chcę
tylko wyjechać z Minnesoty zanim zajdzie słońce- odparł, machając do mojej mamy
na pożegnanie. Oparłam łokieć o swoje kolano, spoglądając za szybę. Czekała nas
długa droga. GPS pokazywał aż trzy tysiące kilometrów. To więcej niż dzień,
jeśli nie wpadniemy na żadne korki, to możliwe, że mniej.
-Zatrzymamy się gdzieś w
drodze?- Spytałam bruneta, gdy o tym pomyślałam.
-Raczej nie-
-A co jeśli będziesz
zmęczony? Jeszcze uśniesz za kierownicą...-
-A ty już martwisz się na
zapas?- Zaśmiał się, skręcając w lewo na skrzyżowaniu. -Dam sobie radę-
-Nie martwię się, tylko
pytam. Jak jesteś zmęczony to...- urwałam, widząc góry przed nami.
-Jak jestem zmęczony, to
co?- Spojrzałam z powrotem na niego. Uniósł brwi, ale nadal patrzał na drogę.
-Nic- wzruszyłam ramionami.
-Jak zaczęłaś to powiedź-
-Jesteś strasznie markotny,
jeśli jesteś nie wyspany- powiedziałam.
-Ja to popieram!- Wrzasnął
Oliver z tylnego siedzenia. Zerknęłam za swoje ramie. Brunet i jego kolega byli
zajęci graniem na konsoli, ale wiem, że nadsłuchiwali.
-Widzisz, nawet Oliver tak
sądzi- zaśmiałam się. Sawyer zacisnął usta w cienką linię, zarzucając jedną dłoń
na kierownicy.
-Dean, a ty?- Zwrócił się do
blondyna. Chłopak uniósł swój wzrok i spojrzał między mną, a osiemnastolatkiem.
-Nie jesteś markotny-
odpowiedział po chwili.
-Widzisz! Chociaż jeden
mądry.- Uśmiechnął się Sawyer, zadowolony zdaniem dwunastolatka, który wywrócił
swoimi niebieskimi oczami za jego plecami. Powstrzymałam ponowny śmiech, który
chciał wydostać się z moich ust i obróciłam się z powrotem w swoim miejscu.
-Tak sobie powtarzaj, Saw.
Markotny to twoje drugie imię.- Pokręciłam głową, otwierając jedną z gazet,
które zakupiłam przed wyjazdem.
-No to co ty we mnie widzisz
w takim razie?-
-Nic- odparłam, drocząc się
z nim. Zerknęłam na niego kontem oka.
Jednak role znowu szybko się obróciły.
-Nie to mówiłaś w
poniedziałek w łóżku.- Poruszył brwiami, widząc jak na niego patrzę. Moje
policzki zaczęły się czerwienić, mimo, że było to nieprawdą.
-Sawyer!- Krzyknęłam,
oburzona jego wypowiedzią. Za sobą usłyszałam głośny śmiech chłopaków. Zwinęłam
swoją gazetę i uderzyłam nią dwa razy w jego ramie, zanim wyrwał mi ją z dłoni
i wyrzucił przez otwartą szybę.
-Ej, coś ty narobił?!-
-Wyrzuciłem twój magazyn za
okno, przecież widziałaś. Te głupie artykuły nie nauczą cię jak "Poderwać
ładnego chłopaka".- Prychnął, kręcąc głową. Oliver i Dean nadal mieli ubaw
z tego co powiedział Sawyer przed chwilą. Faceci. Zawsze tacy sami, nieważne w
jakim wieku.
-Nic o tym nie wiesz-
burknęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Otworzyłam oczy i otarłam je prawym
nadgarstkiem. Światło lamp raziło mnie i spowodowało łzawienie moich oczu. W
pewnym momencie musiałam zasnąć. Obróciłam się w swoim siedzeniu i zerknęłam na
chłopaków. Spali jak zabici pod kocem. Pomasowałam swoją szyję, czując obolałe
mięśnie. Nienawidziłam spać w samochodach. Już tęskniłam za porządnym łóżkiem.
-Ile spałam?- Zwróciłam się do Sawyer'a. Po spojrzeniu na zegarek zdałam sobie sprawę, że straciłam rachubę czasu.
-Dobre siedem godzin- uśmiechnął się do mnie leniwie. Moje oczy zaokrągliły się z zaskoczenia.
- Czemu mnie nie obudziłeś?- spytałam go, ziewając. Zasłoniłam usta dłonią, czując jak koje oczy znowu zaczynają łzawić. Niebieskooki spojrzał na mnie I pokręcił głową.
-Nie było takiej potrzeby- odparł. Po chwili usłyszałam oznak zmęczenia z jego ust.
-Może jednak zatrzymamy się w jakimś motelu? Jesteś zmęczony, Sawyer.- Wróciłam do naszej wcześniejszej rozmowy. Jego zdanie jednak się nie zmieniło. I kto tu jest uparty.
- To chociaż zatrzymajmy się na kawę- powiedziałam, gdy odmówił mojej propozycji.
- Okej, niech ci będzie- usłyszałam go po chwili. Było już po szóstej. Nie budziliśmy chłopaków, gdyby wstali domyślili by się, gdzie jesteśmy. Kupiliśmy sobie kawę i kanapki. W barze było kilka osób i widząc ich twarze, wiedziałam, że to podróżnicy. Siedliśmy na jednych z kanap z widokiem na parking. Sawyer owinął rękę wokół mojego biodra.
- Jak tam łokieć?- Spytał mnie.
- Kilka siniaków i rozdarć, nic więcej.- Napiłam się kawy. Była okropna. Skrzywiłam się, czując gorzki smak napoju w moich ustach.
- Raczej nie nadajesz się do grania w piłkę...Ani w frisbee -zaśmiał się.
- Hm...Dzięki.- pokręciłam głową. Zerknęłam na niego kątem oka. W samochodzie było ciemno, więc nie zauważyłam na jak zmęczonego wygląda. Chciałam znowu go namówić, byśmy gdzieś się zatrzymali, ale powstrzymałam się, bo wiedziałam, że jego zdanie było niezmienne. odstawiłam kawę na bok i wzięłam się za jedzenie kanapki.
-Pamiętasz to zdjęcie, które miałeś w swoim portfelu?- Przypomniałam sobie naszą pierwszą randkę i jak Sawyer się postarał.
-Nie- odpowiedział, ale za szybko. Tyle osób mówiło mi różne rzeczy o nim, ale ja nigdy nie rozumiałam, o co im chodzi?
- jestem inna niż poprzednie?- Spytałam go o najczęstsze zdanie. Które słyszałam od jego znajomych.
- Alex...- zaczął.
- Proszę powiedz mi, bo ja nie mam pojęcia czemu wszyscy tak mówią-
-To jest skomplikowane.- Podrapał się po głowie.
-Na pewno nie aż tak jak ci się wydaje- powiedziałam. Chłopak wziął kosmyk moich włosów.
-Ja...Dziewczyny z którymi się spotykałem były zazwyczaj z tej typowej elity szkolnej-
-Okej. Czyli one były czirliderkami, a ja jestem zwykłą szarą myszką?-
-Nie, nie jesteś- zaprzeczył. -Może lepiej zacznę od początku? Bo to nie działa- kiwnęłam tylko głową w odpowiedzi.
-Kilka lat temu nie byłem taki jak teraz. Można nawet powiedzieć, że byłem taki jak Beck, tylko ubierałem się gorzej i nosiłem aparat na zęby. Była taka dziewczyna w mojej klasie, Blaise...Była z tego grona. Podobała się mi i ona o tym doskonale wiedziała. Pewnego dnia zaczęła ze mną rozmawiać. Czułem się taki szczęśliwy. Zaczęliśmy się umawiać po szkole. W końcu odważyłem się zaprosić ją na bal letni. Zgodziła się. W środku zabawy wyszliśmy na dwór, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Wtedy zaatakowali nas chłopacy z jej elity, lub tylko mnie. Zaczęli mnie popychać między sobą i podeptali mi okulary. W końcu przestali się droczyć i pobili. A wiesz co Blaise zrobiła?- Zatrzymał się na chwile, marszcząc czoło. -Stała sobie z swoim byłym chłopakiem, lub tak mi powiedziała, i patrzała jak mi to robią. Na końcu powiedziała, że założyła się z swoimi koleżankami, że wyrwie jakiegoś "frajera" w trzy miesiące. I wyrwała, mnie. Na początku nie odzywałem się do nikogo, czułem się taki upokorzony. Uwierzyłem, że ona mnie naprawdę lubi, ale byłem idiotom. Potem chciałem zemsty. Wyrzuciłem swoje okulary i kupiłem szkła kontaktowe. Wszystkie ciuchy wylądowały w koszu i zastąpiłem je innymi. Pozbyłem się aparatu na zęby i całe lato spędziłem na zadawaniu się z złym towarzystwem. Blaise nie poznała mnie, gdy wróciliśmy do szkoły. Nikt mnie nie poznał i o taki efekt mi chodziło. Zrobiłem to samo co ona zrobiła, tylko wziąłem to trochę dalej. Gdy mi powiedziała, że mnie kocha, wyśmiałem ją. Była tak upokorzona, że wymyśliła sobie, że to ona mnie rzuciła. Następne były jej koleżanki i podobne dziewczyny. Każda z nich posmakowała swojego własnego lekarstwa. Nauczyłem ich, że nie igra się z ogniem. Ja w tym czasie przestałem się przejmować nauką i wracałem o późnych godzinach do domu. Nie ważne ile razy rodzice na mnie o to krzyczeli, ja j tak robiłem to samo. Niektóre z nich przyprowadzałem do domu, te najgorsze sztuki. Mama przestała zapamiętywać ich imiona, bo wiedziała, że długo nie zabawią.-
Patrzałam na jego skrzywioną minę. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Czy ktoś wiedział co robisz?- Spytałam po chwili. Przez ten cały czas, gdy mi opowiadał, trzymał mnie za rękę.
-O mojej zemście, tylko ty- odparł. -Chciałaś wiedzieć, więc powiedziałem-
Nigdy nie spodziewałam się, że przez tyle przeszedł. Nie powiedział tego, ale wiedziałam, że kochał tą dziewczynę. Mogła. Sobie tylko wyobrazić co czuł. Ale byłam też obrzydzona tym, że zrobił to samo z tymi wszystkimi dziewczynami. Puściłam jego rękę.
- Czy...Czy ja też...- zaczęłam.
-Nie, Alex. Oczywiście, że nie- odpowiedział. Zbliżył swoją twarz do mojego poziomu. -To było przedtem. Nawet tak nie myśl. Nigdy nie chcę tak cię skrzywdzić. Kocham cię. Rozumiesz? Kocham cię, Alex.- Położył dłoń pod mój podbródek i musnął moje usta.
-Ja ciebie też kocham- wyszeptałam, zanim odwzajemniłam jego pocałunek, lub chciałam.
-Tylko nie przy nas- usłyszałam głos Olivera. Sawyer przeklął cicho i oboje spojrzeliśmy na dwunastolatków.
-Głodni?
-Ile spałam?- Zwróciłam się do Sawyer'a. Po spojrzeniu na zegarek zdałam sobie sprawę, że straciłam rachubę czasu.
-Dobre siedem godzin- uśmiechnął się do mnie leniwie. Moje oczy zaokrągliły się z zaskoczenia.
- Czemu mnie nie obudziłeś?- spytałam go, ziewając. Zasłoniłam usta dłonią, czując jak koje oczy znowu zaczynają łzawić. Niebieskooki spojrzał na mnie I pokręcił głową.
-Nie było takiej potrzeby- odparł. Po chwili usłyszałam oznak zmęczenia z jego ust.
-Może jednak zatrzymamy się w jakimś motelu? Jesteś zmęczony, Sawyer.- Wróciłam do naszej wcześniejszej rozmowy. Jego zdanie jednak się nie zmieniło. I kto tu jest uparty.
- To chociaż zatrzymajmy się na kawę- powiedziałam, gdy odmówił mojej propozycji.
- Okej, niech ci będzie- usłyszałam go po chwili. Było już po szóstej. Nie budziliśmy chłopaków, gdyby wstali domyślili by się, gdzie jesteśmy. Kupiliśmy sobie kawę i kanapki. W barze było kilka osób i widząc ich twarze, wiedziałam, że to podróżnicy. Siedliśmy na jednych z kanap z widokiem na parking. Sawyer owinął rękę wokół mojego biodra.
- Jak tam łokieć?- Spytał mnie.
- Kilka siniaków i rozdarć, nic więcej.- Napiłam się kawy. Była okropna. Skrzywiłam się, czując gorzki smak napoju w moich ustach.
- Raczej nie nadajesz się do grania w piłkę...Ani w frisbee -zaśmiał się.
- Hm...Dzięki.- pokręciłam głową. Zerknęłam na niego kątem oka. W samochodzie było ciemno, więc nie zauważyłam na jak zmęczonego wygląda. Chciałam znowu go namówić, byśmy gdzieś się zatrzymali, ale powstrzymałam się, bo wiedziałam, że jego zdanie było niezmienne. odstawiłam kawę na bok i wzięłam się za jedzenie kanapki.
-Pamiętasz to zdjęcie, które miałeś w swoim portfelu?- Przypomniałam sobie naszą pierwszą randkę i jak Sawyer się postarał.
-Nie- odpowiedział, ale za szybko. Tyle osób mówiło mi różne rzeczy o nim, ale ja nigdy nie rozumiałam, o co im chodzi?
- jestem inna niż poprzednie?- Spytałam go o najczęstsze zdanie. Które słyszałam od jego znajomych.
- Alex...- zaczął.
- Proszę powiedz mi, bo ja nie mam pojęcia czemu wszyscy tak mówią-
-To jest skomplikowane.- Podrapał się po głowie.
-Na pewno nie aż tak jak ci się wydaje- powiedziałam. Chłopak wziął kosmyk moich włosów.
-Ja...Dziewczyny z którymi się spotykałem były zazwyczaj z tej typowej elity szkolnej-
-Okej. Czyli one były czirliderkami, a ja jestem zwykłą szarą myszką?-
-Nie, nie jesteś- zaprzeczył. -Może lepiej zacznę od początku? Bo to nie działa- kiwnęłam tylko głową w odpowiedzi.
-Kilka lat temu nie byłem taki jak teraz. Można nawet powiedzieć, że byłem taki jak Beck, tylko ubierałem się gorzej i nosiłem aparat na zęby. Była taka dziewczyna w mojej klasie, Blaise...Była z tego grona. Podobała się mi i ona o tym doskonale wiedziała. Pewnego dnia zaczęła ze mną rozmawiać. Czułem się taki szczęśliwy. Zaczęliśmy się umawiać po szkole. W końcu odważyłem się zaprosić ją na bal letni. Zgodziła się. W środku zabawy wyszliśmy na dwór, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Wtedy zaatakowali nas chłopacy z jej elity, lub tylko mnie. Zaczęli mnie popychać między sobą i podeptali mi okulary. W końcu przestali się droczyć i pobili. A wiesz co Blaise zrobiła?- Zatrzymał się na chwile, marszcząc czoło. -Stała sobie z swoim byłym chłopakiem, lub tak mi powiedziała, i patrzała jak mi to robią. Na końcu powiedziała, że założyła się z swoimi koleżankami, że wyrwie jakiegoś "frajera" w trzy miesiące. I wyrwała, mnie. Na początku nie odzywałem się do nikogo, czułem się taki upokorzony. Uwierzyłem, że ona mnie naprawdę lubi, ale byłem idiotom. Potem chciałem zemsty. Wyrzuciłem swoje okulary i kupiłem szkła kontaktowe. Wszystkie ciuchy wylądowały w koszu i zastąpiłem je innymi. Pozbyłem się aparatu na zęby i całe lato spędziłem na zadawaniu się z złym towarzystwem. Blaise nie poznała mnie, gdy wróciliśmy do szkoły. Nikt mnie nie poznał i o taki efekt mi chodziło. Zrobiłem to samo co ona zrobiła, tylko wziąłem to trochę dalej. Gdy mi powiedziała, że mnie kocha, wyśmiałem ją. Była tak upokorzona, że wymyśliła sobie, że to ona mnie rzuciła. Następne były jej koleżanki i podobne dziewczyny. Każda z nich posmakowała swojego własnego lekarstwa. Nauczyłem ich, że nie igra się z ogniem. Ja w tym czasie przestałem się przejmować nauką i wracałem o późnych godzinach do domu. Nie ważne ile razy rodzice na mnie o to krzyczeli, ja j tak robiłem to samo. Niektóre z nich przyprowadzałem do domu, te najgorsze sztuki. Mama przestała zapamiętywać ich imiona, bo wiedziała, że długo nie zabawią.-
Patrzałam na jego skrzywioną minę. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Czy ktoś wiedział co robisz?- Spytałam po chwili. Przez ten cały czas, gdy mi opowiadał, trzymał mnie za rękę.
-O mojej zemście, tylko ty- odparł. -Chciałaś wiedzieć, więc powiedziałem-
Nigdy nie spodziewałam się, że przez tyle przeszedł. Nie powiedział tego, ale wiedziałam, że kochał tą dziewczynę. Mogła. Sobie tylko wyobrazić co czuł. Ale byłam też obrzydzona tym, że zrobił to samo z tymi wszystkimi dziewczynami. Puściłam jego rękę.
- Czy...Czy ja też...- zaczęłam.
-Nie, Alex. Oczywiście, że nie- odpowiedział. Zbliżył swoją twarz do mojego poziomu. -To było przedtem. Nawet tak nie myśl. Nigdy nie chcę tak cię skrzywdzić. Kocham cię. Rozumiesz? Kocham cię, Alex.- Położył dłoń pod mój podbródek i musnął moje usta.
-Ja ciebie też kocham- wyszeptałam, zanim odwzajemniłam jego pocałunek, lub chciałam.
-Tylko nie przy nas- usłyszałam głos Olivera. Sawyer przeklął cicho i oboje spojrzeliśmy na dwunastolatków.
-Głodni?
Rozdział 31
Chuligan
Droga z
Burnsville była długa i męcząca. Dean oparł się zmęczenia o mnie, czekając, aż
młoda recepcjonistka wyda nam nasze klucze do pokojów. Gdyby nie ja,
dwunastolatek pewnie osunął by się na podłogę z zmęczenia. Owinęłam rękę wokół
pasa dwunastolatka.
-Długo
jeszcze?- Spytał mnie, ocierając oczy nadgarstkiem.
-Jeszcze
chwilkę-odparłam. Oliver trzymał się jakoś na nogach, ale również okazywał
oznaki wyczerpania. Było późne popołudnie i zatrzymaliśmy się na śródmieściach
Los Angeles w hotelu The Standard. Na zewnątrz wyglądał on jak wielki klocek do
którego ktoś dokleił małe kawałki szkła. Na pierwszy rzut oka wyglądał on jak
biurowiec. W środku wszystko było przeciwieństwem tego co ujrzałam na dworze.
Kolory ciemnej czerwieni i brązu dominowały w recepcji, a nad naszymi głowami
wisiał ogromny żyrandol, który połyskiwał w świetle żarówek. Wszystko było
idealne, do puki nie podeszliśmy do recepcji. Już, gdy szłam widziałam, reakcję
blondynki, która stała za biurkiem, na widok Sawyer’a. Nie wiem, czy on
zauważył, ale moim oczom nie uniknęło, to jak wyprostowała się i oprawiła swoje
włosy. Była mocno wymalowana. Jej jaskrawe różowe usta przyciągały wzrok.
Brunet zajął się załatwianiem nam pokojów. Po chwili dotarło do mnie, że
recepcjonistka specjalnie wolno wpisuje informacje do komputera. Próbowałam to
przez chwilę ignorować, ale było to dla mnie takie oczywiste. Flirtowała z
Sawyer’em. A on dobrze o tym wiedział. Śmiała się za każdym razem, gdy on coś
powiedział. Nie wiedziałam, że wybór piętra jest taki zabawny.
-To...Na ile
chcesz tutaj zostać?- Spytała go. W jej wymowie było słychać akcent z Teksasu.
Jej głos był trochę piskliwy i gdy mówiła, jej brwi unosiły się lekko w górę.
Zerknęłam na Olivera, który wywrócił oczami. Kiedy ostatnio sprawdzałam, to
Sawyer nie był sam. Dziewczyna zadała pytanie, jakby nikt za nim nie stał.
Ignorowała nas i skupiała się na nim. Tak raczej nie powinna się zachowywać
recepcjonistka.
-Jak na razie
na tydzień- odpowiedział. Na jego ustach pojawił się jego dobrze mi znany
uśmiech. Dziewczyna zarzuciła swoje blond loki za szyję, przestając pisać na
komputerze. Powstrzymałam się od westchnięcia i zacisnęłam usta w cienką linię.
-Pracuję w
piątki i niedziele, ale w sobotę jestem wolna- zaczęła, kładąc dwie pary
kluczyków na blacie biurka. Podparła się swoim łokciem i uśmiechnęła się do
niego zalotnie. Czując jak Dean usypia przy moim boku, podeszłam do
recepcjonistki i wzięłam klucze, zanim brunet mógł to zrobić. Nie czekałam
nawet na niego. Chwyciłam swoją torbę i zaczęłam iść w stronę windy. Gdy
byliśmy w środku spojrzałam na numery pokoju. Dwieście czterdzieści pięć i
dwieście szesnaście.
-Dziewiąte
piętro- powiedziałam do Olivera, który wdusił odpowiedni przycisk. Oparłam się
o ścianę, patrząc jak strzałka na liczbach reprezentujących każde piętro. Nie
wiedziałam co myśleć. Nawet nie chciałam wiedzieć jaka była odpowiedź Sawyer'a.
Przypomniała mi się nasza rozmowa w kafejce. Co jeśli jestem jego kolejną
zdobyczą? Te wszystkie dziewczyny, które poznał, przytulał i całował, a
następnie porzucił. Nie. Powiedział, że mnie kocha. Widziałam to w jego oczach,
gdy to powiedział. Nie wymawiał ich tak po prostu, jakby nic dla niego nie
znaczyły. Te słowa były wypełnione takim uczuciem, że na samą myśl dostawałam
motylki w brzuchu. Mimo tego co widziałam w recepcji, uśmiechnęłam się.
Zerknęłam na chłopaków, którzy patrzeli na mnie z uniesionymi brwiami.
-No co?-
Zagryzłam dolną wargę powstrzymując szerszy uśmiech. Strzałka wskazała
dziewiąte piętro i drzwi windy się otworzyły.
-Ja ich w
ogóle ich nie rozumiem- usłyszałam za sobą Olivera. Wzięłam swoją torbę i
wyszłam z windy, rozglądając się za numerkiem na drzwiach, który był tak samy
jak na kluczykach. Minęłam kilka drzwi i zwróciłam się do chłopaków.
-To jest
wasz pokój.- Dałam im klucze. -Wykąpie się i do was przyjdę
-Zamówić coś
do jedzenia?- Spytał mnie blondyn.
-Jasne,
tylko tak za piętnaście minut.- Kiwnęłam głową. Przerzuciłam torbę na drugie
ramię i zostawiłam ich samych. Mój pokój był na drugim końcu korytarza. Wyjęłam
swój klucz z kieszeni i włożyłam w zamek od drzwi. Weszłam do środka i
włączyłam światło. Pokój był ogromny, cztery razy większy niż moja sypialnia w
Burnsville. Położyłam swoją torbę koło drzwi i podeszłam do łóżka. Pomieściłoby
trzy osoby, było takie duże. Pościele były ciemne zielone z drobnymi, złotymi
wzorkami. Dotknęłam materiału ręką, przechadzając się po sypialni. Stanęłam
przed wielkim oknem, kładąc dłoń ja oknie. Widok był piękny. W dali, światła
budynków wyglądały jak małe świetliki. Podniosłam swoją torbę z podłogi i
położyłam ją na komodzie. Wyjęłam wszystkie ciuchy, które spakowałam i
wsadziłam je do pierwszej szuflady. Nie wzięłam ze sobą dużo rzeczy, więc tyle
miejsca zupełnie mi wystarczało. Wybrałam sobie czyste ciuchy, wzięłam swój
szampon i poszłam do łazienki. Planowałam wziąć tylko prysznic, ale gdy
ujrzałam wannę to od razu zmieniłam swoje zdanie. Napuściłam wodę i nalałam
jeden z płynów do kąpieli, które oferował hotel dla swoich gości. Byłam ciekawa
tego, czy Sawyer nadal jest w recepcji. To wszystko było nie raz takie
skomplikowane. Nie miałam takiego doświadczenia co on. To był mój pierwszy
związek. Czy zawsze będę się tak czuć, gdy jakaś dziewczyna będzie z nim flirtować.
Nie chciałam się przyznać, ale byłam zazdrosna. Pokręciłam głową i zanurzyłam
się w ciepłej wodzie, wyrzucając wszystkie myśli z mojej głowy.
Ubrana w
szare dżinsy i bluzkę Guns n' Roses, którą kupiłam sobie w "Hot
Topic", wyszłam z łazienki. Związałam swoje wilgotne włosy w wysoki kucyk
i wsunęłam swoje stopy w czarne trampki. Czułam się o wiele lepiej po kąpieli,
moje zmęczenie zniknęło i miałam dobry humor. Minęło około pół godziny odkąd
zostawiłam chłopaków. Pogasiłam wszystkie światła i zakluczyłam drzwi, zanim
poszłam do ich pokoju. Zapukałam jeden raz do drzwi i weszłam do środka. Pokój
chłopaków był trochę większy niż mój dlatego, że mieli trzy łóżka. Wszystkie
były jedno osobowe i miały podobną pościel do tych co w moim pokoju, tylko, że
były niebieskie.
-Cześć-
przywitałam się, siadając obok Olivera, który zajadał się pizzą. Dean siedział
na łóżku najbliżej drzwi, pstrykając pilotem od telewizji. Obok niego leżał
niezjedzony kawałek pizzy. Blondyn uśmiechnął się do mnie. Nadal wyglądał na
zmęczonego, ale widocznie telewizja była ważniejsza od snu.
-Nie mów, że zamówiliście tylko pizzę?- Spytałam, unosząc brwi. Brunet wzruszył ramionami i wskazał na tacę na stole.
-Nie mów, że zamówiliście tylko pizzę?- Spytałam, unosząc brwi. Brunet wzruszył ramionami i wskazał na tacę na stole.
-Kobiety są
takie wybredne- powiedział, wywracając swoimi oczami.
-Ej, wypraszam
sobie.- Szturchnęłam jego ramie. Podeszłam do stoliku. Dotarł do mnie zapach
jedzenia i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo byłam głodna.
Mój żołądek zaburczał jak jakieś zwierze w odpowiedzi
-Cicho.-
Spojrzałam morderczo na swój brzuch. Usłyszałam za sobą śmiechy chłopaków.
Zignorowałam ich i zabrałam się za jedzenie.
- Sawyer
jeszcze nie wrócił?- Spytałam, gdy skończyłam, odkładając talerz na bok. Znałam
już odpowiedź, zanim się odezwali. Westchnęłam, blokując kolejne negatywne myśli.
-To co
oglądamy?-
Po godzinie
znudziło mi się oglądanie filmu. Przegrałam z Deanem, który chciał oglądać
jakiś film akcji. Pożegnałam się z nimi i wróciłam do swojego pokoju. Tym razem
zamiast zapalać dużego światła, zapaliłam tylko małą lampkę, która stała blisko
łazienki na komodzie. Położyłam klucze od pokoju na boku i rozebrałam swoją
bluzkę. Otworzyłam szufladę i zaczęłam szukać swojej pidżamy. Nie byłam
zmęczona, ale równie dobrze mogłam już się przebrać i poleżeć. Nie raz gdy
obudziłam się rano byłam ubrana w wczorajszych ciuchach.
-Do twarzy
ci w koronce- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się szybko. Możliwe, że nawet
krzyknęłam. Czułam się jakby serce utknęło mi w gardle.
-Sawyer!-Wrzasnęłam.
Usłyszałam jego ciche chichotanie. Podeszłam do drzwi i zapaliłam światło. Po
chwili ujrzałam go leżącego na moim łóżku, jakby nic go w świecie nie
obchodziło. Jego ręce był założone za jego głową, a nogi skrzyżowane leniwie w
kostkach.
-Co ty...Jak
tu się dostałeś?- Zmarszczyłam nos.
-Przekonałem
Rachel by dała mi dodatkowy klucz.- Wyjął przedmiot i pokręcił nim wokół
swojego palca.
-A, to już
znasz jej imię?- Mój głos był gorzki. Brunet zaśmiał się i wstał z łóżka.
Wyprostował się jak wielki kot i podszedł do mnie.
-Hej,
czekałem tu za tobą wieki
-Byłam z chłopakami.
Mogłeś się domyślić
-Prawda-
przytaknął. -Ale wtedy ominął bym to.- Wskazał na mnie. Przez chwilę nie
wiedziałam o co chodzi. Dopiero po momencie przypomniało mi się, że nie miałam
na sobie bluzki. Moje oczy się zaokrągliły i szybko zasłoniłam swój biust,
krzyżując ręce.
-Słodko
wyglądasz, gdy się rumienisz.- Sawyer dotknął mojego policzka.
-Tania
linia. Myślałam, że stać cię na więcej.- Zmarszczyłam czoło. Brunet dotknął
swoim kciukiem moją dolną wargę. Od razu dostałam gęsiej skórki. Czemu on
miał na mnie taki efekt?
-Wiesz, że
stać mnie na wiele więcej- wyszeptał, kładąc jedną z swoich dłoni na moim
biodrze. Zadrżałam, czując jego ciepło. Chłopak zaśmiał się cicho, widząc jak
reaguję na jego dotyk. Moje ręce owinęły się wokół jego szyi, jakby miały swoją
własną wolę.
-Nie wiem.-
Wzruszyłam ramionami, mimo tego. Brunet wziął jeden krok bliżej. Jakakolwiek przestrzeń między
nami zniknęła.
-Ty
drażniąca diablico.-Jego druga ręka również trafiła na moje biodro. Zniżył
swoją twarz i jego usta spotkały się z moimi. Czułam jak jego zdolne ręce
podróżują po moich plecach. Serce zaczęło bić mi szybciej. Moje dłonie
powędrowały do jego koszuli, chwytając ją, przyciągnęłam go bliżej. Motylki w
moim brzuchu przerodziły się w chmarę chaotycznych nietoperzy. To co czułam w
tym momencie było nie do opisania.
-To co tutaj
robisz?- Spytałam, gdy się oddaliliśmy. Mój głos trochę zadrżał z wrażenia.
Policzki Sawyera nabrały różowego koloru i jego tors unosił się szybko.
-Chcę gdzieś
cię zabrać- powiedział. Poprawił ramiączko od mojego stanika, które zsunęło się
z mojego ramienia.
-Będziemy
znowu musieli gdzieś się skradać?
-Owszem
-Robisz ze
mnie bandytę- jęknęłam cicho. Brunet założył kosmyk moich włosów za moje prawe
ucho.
-Przynajmniej
jestem oryginalny- powiedział dumnie. -Ubierz się. Chyba, że masz zamiar
paradować w samym staniku
Kiwnęłam
głową i chwyciłam swoją bluzkę, którą położyłam na fotelu. Czułam jego oczy na
sobie, gdy ubierałam bluzkę. Rozwiązałam swój kucyk i moje włosy opadły falami
na moje ramiona.
-Już-
powiedziałam, chwytając za swoje klucze. Sawyer wziął moją dłoń i razem
wyszliśmy z pokoju. Zanim zdążyliśmy dojść do windy, zatrzymała nas starsza
kobieta. Była strasznie chuda, jej ręce wyglądały jak dwie gałązki. Jej białe
włosy były ułożone w schludny kok. Ubrana w różową sukienkę, ledwie sięgała mi
do ramion.
-Dzień dobry
-odpowiedziałam, gdy brunet skinął głową.
-Młody
człowieku, czy możesz mi w czymś pomóc?- Spytała Sawyer'a, który zerknął na
mnie pytająco. Wzruszyłam lekko ramionami.
-Okej-
odparł. Uderzyłam go łokciem. -Tak proszę pani
Kobieta
kazała nam iść za nią i po chwili postanowiła, że musi skomentować jego ubiór.
-Włóż tą
koszulę w spodnie i uczesz włosy, młody człowieku. Czy młodzi ludzie nigdy nie
słyszeli o szczotkach do włosów?- Zaczęła, machając dramatycznie dłońmi.
Chłopak zacisnął swoje usta w cienką linię, zapewnia żałując, że się zgodził
pomóc starszej kobiecie.
-Ja w twoim
wieku oglądałam się za tymi zadbanymi- Nic nie odpowiedziałam, tylko się
uśmiechnęłam. Ścisnęłam lekko rękę niebieskookiego.
- W czym
problem?- Spytał, zniecierpliwiony. Starsza kobieta powiedziała coś
niezrozumiałego pod swoim nosem i od kluczyła drzwi do swojego pokoju. Od razu
było widać, że jest to jeden z droższych pomieszczeń hotelu.
- Chcę zarezerwować
sobie stolik na jutro, ale telefon nie dzwoni- wytłumaczyła.
-To nie
można zjechać windą na dół i pójść po prostu do restauracji i przy okazji
zgłosić to w recepcji?- Westchnął. Kobieta spojrzała na niego jakby oszalał.
- Za dużo
zachodu. A teraz proszę, zajmiesz się tym, chłopcze?
On podwinął
swoje rękawy i podszedł do stolika, na którym stał telefon. Założyłam ręce na
klatce piersiowej, stojąc koło kobiety. Po chwili wykręcania różnych numerów i
podnoszenia słuchawki, Sawyer stwierdził, że powód kryje się za stolikiem.
Odsunął torebkę, która siedziała obok telefonu na bok. Gdy to zrobił, starsza
pani zaczęła na niego krzyczeć.
-Ty
złodzieju!-Krzyknęła, wściekła. Podeszła szybko do szafki i chwyciła swoją
ukochaną rzecz. Ku mojemu zaskoczeniu, zaczęła go nią uderzać.
-Ała!
-Ty
chuliganie jeden. Ty, zbóju! Ja ci dam okradać starsze panie!- Brunet zakrył
swoją głowę, wstając.
-Ale ja nie
chciałem pani okraść- powiedział, gdy kobieta przeniosła swoje ciosy na jego
ramię. Widząc to wszystko wybuchłam śmiechem. On widząc to posłał mi mordercze
spojrzenie. Zagryzłam dolną wargę, powstrzymując śmiech. Musiałam przyznać, że
kobieta bardzo dobrze uderzała.
-Wynoś się
stąd zanim wezmę policję, chuliganie jeden!- Krzyknęła, jej głos drżący z
nagłego wysiłku. Zaczęła machać do niego swoją małą pięścią, powtarzając swoje
poprzednie słowa. Nastolatek wyglądał jak niezadowolony kot. Nawet nie próbował
się tłumaczyć, tylko po prostu chwycił moją rękę i wybiegł z pokoju, zanim
starsza pani postanowiła dać mu kolejną porcję swojej siły.
Rozdział 32
Ciemność
-Czy ty kiedyś
przestaniesz się śmiać?- Sawyer zmarszczył nos, masując swoje obolałe ramie.
Posłał mi mordercze spojrzenie, gdy znowu wybuchłam śmiechem. Ugięłam się w
pasie, trzymając się za brzuch.
-Prz...Haha...Twoja
mina...Zaczęła uderzać...Przepraszam...Haha-
Brunet spojrzał na
mnie z powagą, ale po chwili jego usta rozkleiły się z cienkiej linii. Owinął
swoją dłoń wokół mojego biodra i przytulił do siebie.
-Lubisz się śmiać z
czyjegoś nieszczęścia?- Uniosłam swoją głowę i zerknęłam na niego. Jeden z jego
policzków był czerwony, gdzie uderzyła go starsza pani. Jego włosy były w
większym nieładzie niż zwykle. Jeden kosmyk padał mu na oko.
-Nie, tylko z
twojego.- Zanim mogłam się powstrzymać, moja dłoń powędrowała do jego czoła i odgarnęła
niesforny kosmyk. Zatrzymałam swoją dłoń na jego policzku. Było bardzo
rozpalone. -Boli?
-Nie, bywało
gorzej- odparł. Przyciągnął mnie bliżej do siebie, prowadząc przez korytarz.
Pojechaliśmy windą do góry, aż na ostatnie piętro. Jak na razie nie zauważyłam
ani jednej osoby.
-Czy my na pewno
powinniśmy tu być?- Uniosłam brew. W jego oczach pojawił się diabelski błysk.
Nie musiał nic mówić. -Czemu ja z tobą tutaj jestem?-
- Mam wymieniać?-
Niebieskooki uśmiechnął się arogancko. Uderzyłam go lekko w ramię.
-Spasuję
-Już jesteśmy.-
Stanęliśmy przed drzwiami oznaczonymi tablicą "Tylko dla personelu".
Gdzie on mnie prowadził? Napadła mnie myśl o starych, ciemnych magazynach.
Zadrżałam, czując jak dostaję gęsiej skórki. Wiele razy widziałam takie sceny w
horrorach. Para nastolatków przychodzi w jakieś niedostępne miejsce i po chwili
jest zabita przez psychopatę w masce.
-Przestań- warknął
Sawyer.
-Co mam przestać?-
Zmarszczyłam czoło.
-nie ma tam żadnych
morderców.- Wyjął białą kartę z kieszeni. Moje policzki zaczęły mocno
palić.
-Nie myślałam o
tym...- wymamrotałam. -Skąd ją masz?- Skinęłam głową na kawałek plastiku.
Chłopak włożył ją w
czytnik i po chwili mała lampka zaświeciła na zielono i usłyszałam dźwięk
otwierającego się zamka. Chowając kartę z powrotem do swojej kieszeni, pchnął
lekko drzwi.
-Od Rachel
-O...- powiedziałam
cicho, czując jakby ktoś wrzucił mi tonę kamieni do żołądka. Przełknęłam, idąc
za nim w ciemność. Wystawiłam swoje ręce na swoje boki, ale nie poczułam. Nie
widziałam Sawyer'a przed sobą. Zgubiłam go? Obróciłam się, chcąc wrócić z
powrotem na korytarz. Uderzyłam twarzą o coś twardego. Zanim krzyk zdążył się
wydobyć z moich ust, ktoś mi je zasłonił. Dotarł do mnie zapach męskim perfum i
dobrze mi znane ciepło.
-Musisz przestać
tak robić- powiedziałam, gdy odsunął swoją dłoń.
-Nie moja wina, że
z ciebie taki krzykacz-
-To nie prawda-
zaprzeczyłam, idąc dalej. -Czy jest tu jakieś światło? Nic nie widzę-
-Nie jest nam
potrzebne-
Westchnęłam głośno,
dając mu znać, że nie jestem zadowolona. Nienawidziłam wielu rzeczy, ale
ciemność była dla mnie na pierwszym miejscu. Nie miałam lęku, po prostu nie
lubiłam wchodzić w niewiadome mi rzeczy. Cały czas myślałam gdzie
jesteśmy. Tylko tego brakowało, by ktoś nas przyłapał. Gina jest miła, ale nie
była by zadowolona, gdyby się dowiedziała, co jest starszy syn wyrabia, zamiast
opiekować się swoim młodszym bratem. Gdy już zaczęłam myśleć, że będziemy szli
przez ten korytarz wiecznie, ujrzałam kolejne czerwone światełko. Po otwarci drzwi, poczułam na
swojej skórze powiew wiatru. Z dala było słychać silniki samochodów i ich
trąbienie.
-Nie mam stroju-
odparłam, gdy ujrzałam ciemną błękitną wodę w basenie. A więc tutaj mnie
przyprowadził? Basen był dosyć duży. Niedaleko nich były leżaki i stoliki. W
ciemności ujrzałam kształt ścian, które powstrzymywały od spadnięcia z
trzydziestego któregoś piętra. Odwróciłam się za siebie, zerkając na drzwi,
przez które weszliśmy. Szłam za Sawyerem w stronę basenu. Przypomniała mi się
impreza Rayne’a. Wrzucił mnie do basenu. Zanim się rozmyśliłam, przyśpieszyłam
kroku i położyłam swoje dłonie na jego plecach. Pchnęłam go mocno. Gdyby
uważał, pewnie by nawet nie drgnął. Jednak wzięłam go z zaskoczenia i zaczął
się chwiać. Odeszłam krok do tyłu, by mnie nie pociągnął za sobą. Wystawił
ręce, by powstrzymać się od wpadnięcia do basenu, ale było już za późno. Wpadł
do basenu. Odskoczyłam, gdy zostałam ochlapana. Należało się mu. Ukucnęłam przy
basenie, czekając, aż się wynurzy. Mój dumny uśmiech opadał z każdą upływającą
sekundą.
-Sawyer?- Spytałam.
–To nie jest śmieszne, przestań się kryć!- Krzyknęłam, rozglądając się. Ponownie żałowałam, że jest ciemno. Światła w
basenie musiały być ustawione na energooszczędny tryb, ale równie dobrze mogły
być wyłączone. Zaczęłam panikować. A co jeśli uderzył się w głowę? Moje gardło
zacisnęło się boleśnie, dopuszczając minimalną dawkę powietrza. Ile minęło
czasu odkąd wpadł do wody? Z moich ust wydobył się cichy szloch. To moja wina.
Coś mu się stało. Panika napełniła moja płuca i zaczęłam machać dłońmi w
wodzie. Gdy to robiłam z wody wydobyła się ciemna zielona maska. Zanim zdążyłam
sobie zdać sprawę z tego co się dzieje, para silnych dłoni chwyciła mnie za
ramiona i pociągnęła do wody. Zamknęłam oczy, kopiąc mocno nogami. Uderzyłam o
coś. Lub o kogoś. Wypłynęłam, dławiąc się wodą, która napełniła moje usta.
-Saw!- Wrzasnęłam,
ocierając oczy. Chłopak był przede mną, zielona maska w ręce. Ledwo
powstrzymywał śmiech. –Ty kretynie!- Wybuchłam, podpływając do niego.
–Wystraszyłeś mnie!- Popchnęłam go lekko, ale tym razem się nie ruszył. Serce
podskoczyło mi do gardła. Brunet uwięził moje dłonie, gdy znowu chciałam go
odepchnąć. Czułam wibracje jego śmiechu na swoich dłoniach, gdy leżały na jego
torsie.
-To cię
śmieszy?-Spytałam, niedowierzająco. On przeleciał dłonią przez swoje mokre
włosy, kręcąc głową.
-Tylko żartowałem-
-Wystraszyłeś mnie,
Saw. Nie rób tak więcej- powiedziałam cicho. Chłopak kiwnął głową, dalej się
śmiejąc. Po chwili dołączyłam do niego,
kładąc głowę na jego ramieniu. Jego ręce powędrowały na moje biodra i uniosły mnie
w górę. Zatrzymał się, gdy moje twarz była nad jego. Spojrzałam w jego błękitne
oczy, które były wypełnione radością i czymś jeszcze. Owinęłam dłonie wokół jego szyi.
-Jesteś okropny,
wiesz o tym?- Spytałam go, widząc jak na jego ustach pojawia się uśmiech.
-Ale za to mnie
kochasz, prawda?-
Gdy się uśmiechał,
wyglądał inaczej. Wcale nie podobny do tego chłopaka, którego ujrzałam na
kanapie w domu Hendersonów.
-Tak, masz rację.-
Przytuliłam go, czując jak wspaniałe uczucie wypełnia moje płuca. Nie mogłam
zaprzeczyć. Z każdym dniem, minutą i sekundą coraz bardziej to czułam. Po to
właśnie człowiek żyje, by to poczuć. To uczucie było wyjątkowe i
niepowtarzalne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz