piątek, 27 lipca 2012

Rozdziały 30 - 32


Rozdział 30 
Zemsta

-Tylko dzwoń codziennie.- Mama przytuliła mnie po raz piąty w ciągu dwóch minut.
-Dobrze- wymamrotałam do jej ramienia. Sawyer, Oliver i jego kolega, czekali już na mnie w samochodzie. Dwunastolatek nadal nie wiedział, o co chodziło dokładnie w tej wycieczce. Sawyer kazał mu zabrać ze sobą swojego przyjaciela, Dean'a, by było raźniej. A podróż z osobami o kilka lat starszymi od siebie jest fajne tylko do pewnego czasu. Kolega młodego Hendersona zdawał się mi bardziej cichy, w porównaniu do Oliver'a, który mi wytłumaczył, że on tylko dużo myślał. Też lubił sport, a po jego ubiorze widać było, że jego pasją była deskorolka. Pożegnałam się z mamą i wsiadłam do samochodu.
-Te pożegnanie wyglądało jakbyś wyjeżdżała na zawsze, a nie na dwa tygodnie- powiedział do mnie Sawyer, odpalając samochód. Les postanowił użyczyć nam swoje auto, chociaż po jego minie, gdy dawał swojemu bratu kluczyki, widać było, że stała za tym Caroline. Nadal myśleli, że jesteśmy skłóceni i zapewnię sądzili, że to świetna okazja by się pogodzić.
-Daj spokój- westchnęłam, otwierając szybę. -Jestem jej jedyną córką-
-Dobrze, nic nie mówię. Chcę tylko wyjechać z Minnesoty zanim zajdzie słońce- odparł, machając do mojej mamy na pożegnanie. Oparłam łokieć o swoje kolano, spoglądając za szybę. Czekała nas długa droga. GPS pokazywał aż trzy tysiące kilometrów. To więcej niż dzień, jeśli nie wpadniemy na żadne korki, to możliwe, że mniej.
-Zatrzymamy się gdzieś w drodze?- Spytałam bruneta, gdy o tym pomyślałam.
-Raczej nie-
-A co jeśli będziesz zmęczony? Jeszcze uśniesz za kierownicą...-
-A ty już martwisz się na zapas?- Zaśmiał się, skręcając w lewo na skrzyżowaniu. -Dam sobie radę-
-Nie martwię się, tylko pytam. Jak jesteś zmęczony to...- urwałam, widząc góry przed nami.
-Jak jestem zmęczony, to co?- Spojrzałam z powrotem na niego. Uniósł brwi, ale nadal patrzał na drogę.
-Nic- wzruszyłam ramionami.
-Jak zaczęłaś to powiedź-
-Jesteś strasznie markotny, jeśli jesteś nie wyspany- powiedziałam.
-Ja to popieram!- Wrzasnął Oliver z tylnego siedzenia. Zerknęłam za swoje ramie. Brunet i jego kolega byli zajęci graniem na konsoli, ale wiem, że nadsłuchiwali.
-Widzisz, nawet Oliver tak sądzi- zaśmiałam się. Sawyer zacisnął usta w cienką linię, zarzucając jedną dłoń na kierownicy.
-Dean, a ty?- Zwrócił się do blondyna. Chłopak uniósł swój wzrok i spojrzał między mną, a osiemnastolatkiem.
-Nie jesteś markotny- odpowiedział po chwili.
-Widzisz! Chociaż jeden mądry.- Uśmiechnął się Sawyer, zadowolony zdaniem dwunastolatka, który wywrócił swoimi niebieskimi oczami za jego plecami. Powstrzymałam ponowny śmiech, który chciał wydostać się z moich ust i obróciłam się z powrotem w swoim miejscu.
-Tak sobie powtarzaj, Saw. Markotny to twoje drugie imię.- Pokręciłam głową, otwierając jedną z gazet, które zakupiłam przed wyjazdem.
-No to co ty we mnie widzisz w takim razie?-
-Nic- odparłam, drocząc się z nim. Zerknęłam na niego kontem oka.  Jednak role znowu szybko się obróciły.
-Nie to mówiłaś w poniedziałek w łóżku.- Poruszył brwiami, widząc jak na niego patrzę. Moje policzki zaczęły się czerwienić, mimo, że było to nieprawdą.
-Sawyer!- Krzyknęłam, oburzona jego wypowiedzią. Za sobą usłyszałam głośny śmiech chłopaków. Zwinęłam swoją gazetę i uderzyłam nią dwa razy w jego ramie, zanim wyrwał mi ją z dłoni i wyrzucił przez otwartą szybę.
-Ej, coś ty narobił?!-
-Wyrzuciłem twój magazyn za okno, przecież widziałaś. Te głupie artykuły nie nauczą cię jak "Poderwać ładnego chłopaka".- Prychnął, kręcąc głową. Oliver i Dean nadal mieli ubaw z tego co powiedział Sawyer przed chwilą. Faceci. Zawsze tacy sami, nieważne w jakim wieku.
-Nic o tym nie wiesz- burknęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Otworzyłam oczy i otarłam je prawym nadgarstkiem. Światło lamp raziło mnie i spowodowało łzawienie moich oczu. W pewnym momencie musiałam zasnąć. Obróciłam się w swoim siedzeniu i zerknęłam na chłopaków. Spali jak zabici pod kocem. Pomasowałam swoją szyję, czując obolałe mięśnie. Nienawidziłam spać w samochodach. Już tęskniłam za porządnym łóżkiem.
-Ile spałam?- Zwróciłam się do Sawyer'a. Po spojrzeniu na zegarek zdałam sobie sprawę, że straciłam rachubę czasu.
-Dobre siedem godzin-  uśmiechnął się do mnie leniwie. Moje oczy zaokrągliły się z zaskoczenia.
- Czemu mnie nie obudziłeś?- spytałam go, ziewając. Zasłoniłam usta dłonią, czując jak koje oczy znowu zaczynają łzawić. Niebieskooki spojrzał na mnie I pokręcił głową.
-Nie było takiej potrzeby- odparł. Po chwili usłyszałam oznak zmęczenia z jego ust.
-Może jednak zatrzymamy się w jakimś motelu? Jesteś zmęczony, Sawyer.- Wróciłam do naszej wcześniejszej rozmowy. Jego zdanie jednak się nie zmieniło. I kto tu jest uparty.
- To chociaż zatrzymajmy się na kawę- powiedziałam, gdy odmówił mojej propozycji.
- Okej, niech ci będzie- usłyszałam go po chwili. Było już po szóstej. Nie budziliśmy chłopaków, gdyby wstali domyślili by się, gdzie jesteśmy. Kupiliśmy sobie kawę i kanapki. W barze było kilka osób i widząc ich twarze, wiedziałam, że to podróżnicy. Siedliśmy na jednych z kanap z widokiem na parking. Sawyer owinął rękę wokół mojego biodra.
- Jak tam łokieć?- Spytał mnie.
- Kilka siniaków i rozdarć, nic więcej.- Napiłam się kawy. Była okropna. Skrzywiłam się, czując gorzki smak napoju w moich ustach.
- Raczej nie nadajesz się do grania w piłkę...Ani w frisbee -zaśmiał się.
- Hm...Dzięki.- pokręciłam głową. Zerknęłam na niego kątem oka. W samochodzie było ciemno, więc nie zauważyłam na jak zmęczonego wygląda. Chciałam znowu go namówić, byśmy gdzieś się zatrzymali, ale powstrzymałam się, bo wiedziałam, że jego zdanie było niezmienne. odstawiłam kawę na bok i wzięłam się za jedzenie kanapki.
-Pamiętasz to zdjęcie, które miałeś w swoim portfelu?- Przypomniałam sobie naszą pierwszą randkę i jak Sawyer się postarał.
-Nie- odpowiedział, ale za szybko. Tyle osób mówiło mi różne rzeczy o nim, ale ja nigdy nie rozumiałam, o co im chodzi?
-  jestem inna niż poprzednie?- Spytałam go o najczęstsze zdanie. Które słyszałam od jego znajomych.
- Alex...- zaczął.
- Proszę powiedz mi, bo ja nie mam pojęcia czemu wszyscy tak mówią-
-To jest skomplikowane.- Podrapał się po głowie.
-Na pewno nie aż tak jak ci się wydaje- powiedziałam. Chłopak wziął kosmyk moich włosów.
-Ja...Dziewczyny z którymi się spotykałem były zazwyczaj z tej typowej elity szkolnej-
-Okej. Czyli one były czirliderkami, a ja jestem zwykłą szarą myszką?-
-Nie, nie jesteś- zaprzeczył. -Może lepiej zacznę od początku? Bo to nie działa- kiwnęłam tylko głową w odpowiedzi.
-Kilka lat temu nie byłem taki jak teraz. Można nawet powiedzieć, że byłem taki jak Beck, tylko ubierałem się gorzej i nosiłem aparat na zęby. Była taka dziewczyna w mojej klasie, Blaise...Była z tego grona. Podobała się mi i ona o tym doskonale wiedziała. Pewnego dnia zaczęła ze mną rozmawiać. Czułem się taki szczęśliwy. Zaczęliśmy się umawiać po szkole. W końcu odważyłem się zaprosić ją na bal letni. Zgodziła się. W środku zabawy wyszliśmy na dwór, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Wtedy zaatakowali nas chłopacy z jej elity, lub tylko mnie. Zaczęli mnie popychać między sobą i podeptali mi okulary. W końcu przestali się droczyć i pobili. A wiesz co Blaise zrobiła?- Zatrzymał się na chwile, marszcząc czoło. -Stała sobie z swoim byłym chłopakiem, lub tak mi powiedziała, i patrzała jak mi to robią. Na końcu powiedziała, że założyła się z swoimi koleżankami, że wyrwie jakiegoś "frajera" w trzy miesiące. I wyrwała, mnie.  Na początku nie odzywałem się do nikogo, czułem się taki upokorzony. Uwierzyłem, że ona mnie naprawdę lubi, ale byłem idiotom. Potem chciałem zemsty. Wyrzuciłem swoje okulary i kupiłem szkła kontaktowe. Wszystkie ciuchy wylądowały w koszu i zastąpiłem je innymi. Pozbyłem się aparatu na zęby i całe lato spędziłem na zadawaniu się z złym towarzystwem. Blaise nie poznała mnie, gdy wróciliśmy do szkoły. Nikt mnie nie poznał i o taki efekt mi chodziło. Zrobiłem to samo co ona zrobiła, tylko wziąłem to trochę dalej. Gdy mi powiedziała, że mnie kocha, wyśmiałem ją. Była tak upokorzona, że wymyśliła sobie, że to ona mnie rzuciła. Następne były jej koleżanki i podobne dziewczyny. Każda z nich posmakowała swojego własnego lekarstwa. Nauczyłem ich, że nie igra się z ogniem. Ja w tym czasie przestałem się przejmować nauką i wracałem o późnych godzinach do domu. Nie ważne ile razy rodzice na mnie o to krzyczeli, ja j tak robiłem to samo. Niektóre z nich przyprowadzałem do domu, te najgorsze sztuki. Mama przestała zapamiętywać ich imiona, bo wiedziała, że długo nie zabawią.-
Patrzałam na jego skrzywioną minę. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Czy ktoś wiedział co robisz?- Spytałam po chwili. Przez ten cały czas, gdy mi opowiadał, trzymał mnie za rękę.
-O mojej zemście, tylko ty- odparł. -Chciałaś wiedzieć, więc powiedziałem-
Nigdy nie spodziewałam się, że przez tyle przeszedł. Nie powiedział tego, ale wiedziałam, że kochał tą dziewczynę. Mogła. Sobie tylko wyobrazić co czuł. Ale byłam też obrzydzona tym, że zrobił to samo z tymi wszystkimi dziewczynami.  Puściłam jego rękę.
- Czy...Czy ja też...- zaczęłam.
-Nie, Alex. Oczywiście, że nie- odpowiedział. Zbliżył swoją twarz do mojego poziomu. -To było przedtem. Nawet tak nie myśl. Nigdy nie chcę tak cię skrzywdzić. Kocham cię. Rozumiesz? Kocham cię, Alex.- Położył dłoń pod mój podbródek i musnął moje usta.
-Ja ciebie też kocham- wyszeptałam, zanim odwzajemniłam jego pocałunek, lub chciałam.
-Tylko nie przy nas- usłyszałam głos Olivera. Sawyer przeklął cicho i oboje spojrzeliśmy na dwunastolatków.

-Głodni?


Rozdział 31 
Chuligan

Droga z Burnsville była długa i męcząca. Dean oparł się zmęczenia o mnie, czekając, aż młoda recepcjonistka wyda nam nasze klucze do pokojów. Gdyby nie ja, dwunastolatek pewnie osunął by się na podłogę z zmęczenia. Owinęłam rękę wokół pasa dwunastolatka.
-Długo jeszcze?- Spytał mnie, ocierając oczy nadgarstkiem.
-Jeszcze chwilkę-odparłam. Oliver trzymał się jakoś na nogach, ale również okazywał oznaki wyczerpania. Było późne popołudnie i zatrzymaliśmy się na śródmieściach Los Angeles w hotelu The Standard. Na zewnątrz wyglądał on jak wielki klocek do którego ktoś dokleił małe kawałki szkła. Na pierwszy rzut oka wyglądał on jak biurowiec. W środku wszystko było przeciwieństwem tego co ujrzałam na dworze. Kolory ciemnej czerwieni i brązu dominowały w recepcji, a nad naszymi głowami wisiał ogromny żyrandol, który połyskiwał w świetle żarówek. Wszystko było idealne, do puki nie podeszliśmy do recepcji. Już, gdy szłam widziałam, reakcję blondynki, która stała za biurkiem, na widok Sawyer’a. Nie wiem, czy on zauważył, ale moim oczom nie uniknęło, to jak wyprostowała się i oprawiła swoje włosy. Była mocno wymalowana. Jej jaskrawe różowe usta przyciągały wzrok. Brunet zajął się załatwianiem nam pokojów. Po chwili dotarło do mnie, że recepcjonistka specjalnie wolno wpisuje informacje do komputera. Próbowałam to przez chwilę ignorować, ale było to dla mnie takie oczywiste. Flirtowała z Sawyer’em. A on dobrze o tym wiedział. Śmiała się za każdym razem, gdy on coś powiedział. Nie wiedziałam, że wybór piętra jest taki zabawny.
-To...Na ile chcesz tutaj zostać?- Spytała go. W jej wymowie było słychać akcent z Teksasu. Jej głos był trochę piskliwy i gdy mówiła, jej brwi unosiły się lekko w górę. Zerknęłam na Olivera, który wywrócił oczami. Kiedy ostatnio sprawdzałam, to Sawyer nie był sam. Dziewczyna zadała pytanie, jakby nikt za nim nie stał. Ignorowała nas i skupiała się na nim. Tak raczej nie powinna się zachowywać recepcjonistka.
-Jak na razie na tydzień- odpowiedział. Na jego ustach pojawił się jego dobrze mi znany uśmiech. Dziewczyna zarzuciła swoje blond loki za szyję, przestając pisać na komputerze. Powstrzymałam się od westchnięcia i zacisnęłam usta w cienką linię.
-Pracuję w piątki i niedziele, ale w sobotę jestem wolna- zaczęła, kładąc dwie pary kluczyków na blacie biurka. Podparła się swoim łokciem i uśmiechnęła się do niego zalotnie. Czując jak Dean usypia przy moim boku, podeszłam do recepcjonistki i wzięłam klucze, zanim brunet mógł to zrobić. Nie czekałam nawet na niego. Chwyciłam swoją torbę i zaczęłam iść w stronę windy. Gdy byliśmy w środku spojrzałam na numery pokoju. Dwieście czterdzieści pięć i dwieście szesnaście.
-Dziewiąte piętro- powiedziałam do Olivera, który wdusił odpowiedni przycisk. Oparłam się o ścianę, patrząc jak strzałka na liczbach reprezentujących każde piętro. Nie wiedziałam co myśleć. Nawet nie chciałam wiedzieć jaka była odpowiedź Sawyer'a. Przypomniała mi się nasza rozmowa w kafejce. Co jeśli jestem jego kolejną zdobyczą? Te wszystkie dziewczyny, które poznał, przytulał i całował, a następnie porzucił. Nie. Powiedział, że mnie kocha. Widziałam to w jego oczach, gdy to powiedział. Nie wymawiał ich tak po prostu, jakby nic dla niego nie znaczyły. Te słowa były wypełnione takim uczuciem, że na samą myśl dostawałam motylki w brzuchu. Mimo tego co widziałam w recepcji, uśmiechnęłam się. Zerknęłam na chłopaków, którzy patrzeli na mnie z uniesionymi brwiami.
-No co?- Zagryzłam dolną wargę powstrzymując szerszy uśmiech. Strzałka wskazała dziewiąte piętro i drzwi windy się otworzyły.
-Ja ich w ogóle ich nie rozumiem- usłyszałam za sobą Olivera.  Wzięłam swoją torbę i wyszłam z windy, rozglądając się za numerkiem na drzwiach, który był tak samy jak na kluczykach. Minęłam kilka drzwi i zwróciłam się do chłopaków.
-To jest wasz pokój.- Dałam im klucze. -Wykąpie się i do was przyjdę
-Zamówić coś do jedzenia?- Spytał mnie blondyn. 
-Jasne, tylko tak za piętnaście minut.- Kiwnęłam głową. Przerzuciłam torbę na drugie ramię i zostawiłam ich samych. Mój pokój był na drugim końcu korytarza. Wyjęłam swój klucz z kieszeni i włożyłam w zamek od drzwi. Weszłam do środka i włączyłam światło. Pokój był ogromny, cztery razy większy niż moja sypialnia w Burnsville. Położyłam swoją torbę koło drzwi i podeszłam do łóżka. Pomieściłoby trzy osoby, było takie duże. Pościele były ciemne zielone z drobnymi, złotymi wzorkami. Dotknęłam materiału ręką, przechadzając się po sypialni. Stanęłam przed wielkim oknem, kładąc dłoń ja oknie. Widok był piękny. W dali, światła budynków wyglądały jak małe świetliki. Podniosłam swoją torbę z podłogi i położyłam ją na komodzie. Wyjęłam wszystkie ciuchy, które spakowałam i wsadziłam je do pierwszej szuflady. Nie wzięłam ze sobą dużo rzeczy, więc tyle miejsca zupełnie mi wystarczało. Wybrałam sobie czyste ciuchy, wzięłam swój szampon i poszłam do łazienki. Planowałam wziąć tylko prysznic, ale gdy ujrzałam wannę to od razu zmieniłam swoje zdanie. Napuściłam wodę i nalałam jeden z płynów do kąpieli, które oferował hotel dla swoich gości. Byłam ciekawa tego, czy Sawyer nadal jest w recepcji. To wszystko było nie raz takie skomplikowane. Nie miałam takiego doświadczenia co on. To był mój pierwszy związek. Czy zawsze będę się tak czuć, gdy jakaś dziewczyna będzie z nim flirtować. Nie chciałam się przyznać, ale byłam zazdrosna. Pokręciłam głową i zanurzyłam się w ciepłej wodzie, wyrzucając wszystkie myśli z mojej głowy.

Ubrana w szare dżinsy i bluzkę Guns n' Roses, którą kupiłam sobie w "Hot Topic", wyszłam z łazienki. Związałam swoje wilgotne włosy w wysoki kucyk i wsunęłam swoje stopy w czarne trampki. Czułam się o wiele lepiej po kąpieli, moje zmęczenie zniknęło i miałam dobry humor. Minęło około pół godziny odkąd zostawiłam chłopaków. Pogasiłam wszystkie światła i zakluczyłam drzwi, zanim poszłam do ich pokoju. Zapukałam jeden raz do drzwi i weszłam do środka. Pokój chłopaków był trochę większy niż mój dlatego, że mieli trzy łóżka. Wszystkie były jedno osobowe i miały podobną pościel do tych co w moim pokoju, tylko, że były niebieskie.
-Cześć- przywitałam się, siadając obok Olivera, który zajadał się pizzą. Dean siedział na łóżku najbliżej drzwi, pstrykając pilotem od telewizji. Obok niego leżał niezjedzony kawałek pizzy. Blondyn uśmiechnął się do mnie. Nadal wyglądał na zmęczonego, ale widocznie telewizja była ważniejsza od snu.
-Nie mów, że zamówiliście tylko pizzę?- Spytałam, unosząc brwi. Brunet wzruszył ramionami i wskazał na tacę na stole.
-Kobiety są takie wybredne- powiedział, wywracając swoimi oczami.
-Ej, wypraszam sobie.- Szturchnęłam jego ramie. Podeszłam do stoliku. Dotarł do mnie zapach jedzenia i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo byłam głodna. Mój żołądek  zaburczał jak jakieś zwierze w odpowiedzi
-Cicho.- Spojrzałam morderczo na swój brzuch. Usłyszałam za sobą śmiechy chłopaków. Zignorowałam ich i zabrałam się za jedzenie.
- Sawyer jeszcze nie wrócił?- Spytałam, gdy skończyłam, odkładając talerz na bok. Znałam już odpowiedź, zanim się odezwali. Westchnęłam, blokując kolejne negatywne myśli.
-To co oglądamy?-

Po godzinie znudziło mi się oglądanie filmu. Przegrałam z Deanem, który chciał oglądać jakiś film akcji. Pożegnałam się z nimi i wróciłam do swojego pokoju. Tym razem zamiast zapalać dużego światła, zapaliłam tylko małą lampkę, która stała blisko łazienki na komodzie. Położyłam klucze od pokoju na boku i rozebrałam swoją bluzkę. Otworzyłam szufladę i zaczęłam szukać swojej pidżamy. Nie byłam zmęczona, ale równie dobrze mogłam już się przebrać i poleżeć. Nie raz gdy obudziłam się rano byłam ubrana w wczorajszych ciuchach.
-Do twarzy ci w koronce- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się szybko. Możliwe, że nawet krzyknęłam. Czułam się jakby serce utknęło mi w gardle.
-Sawyer!-Wrzasnęłam. Usłyszałam jego ciche chichotanie. Podeszłam do drzwi i zapaliłam światło. Po chwili ujrzałam go leżącego na moim łóżku, jakby nic go w świecie nie obchodziło. Jego ręce był założone za jego głową, a nogi skrzyżowane leniwie w kostkach.
-Co ty...Jak tu się dostałeś?- Zmarszczyłam nos.
-Przekonałem Rachel by dała mi dodatkowy klucz.- Wyjął przedmiot i pokręcił nim wokół swojego palca.
-A, to już znasz jej imię?- Mój głos był gorzki. Brunet zaśmiał się i wstał z łóżka. Wyprostował się jak wielki kot i podszedł do mnie.
-Hej, czekałem tu za tobą wieki
-Byłam z chłopakami. Mogłeś się domyślić
-Prawda- przytaknął. -Ale wtedy ominął bym to.- Wskazał na mnie. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi. Dopiero po momencie przypomniało mi się, że nie miałam na sobie bluzki. Moje oczy się zaokrągliły i szybko zasłoniłam swój biust, krzyżując ręce.
-Słodko wyglądasz, gdy się rumienisz.- Sawyer dotknął mojego policzka.
-Tania linia. Myślałam, że stać cię na więcej.- Zmarszczyłam czoło. Brunet dotknął swoim kciukiem moją dolną wargę. Od razu dostałam gęsiej skórki.  Czemu on miał na mnie taki efekt?
-Wiesz, że stać mnie na wiele więcej- wyszeptał, kładąc jedną z swoich dłoni na moim biodrze. Zadrżałam, czując jego ciepło. Chłopak zaśmiał się cicho, widząc jak reaguję na jego dotyk. Moje ręce owinęły się wokół jego szyi, jakby miały swoją własną wolę.
-Nie wiem.- Wzruszyłam ramionami, mimo tego. Brunet wziął jeden krok bliżej. Jakakolwiek przestrzeń między nami zniknęła.
-Ty drażniąca diablico.-Jego druga ręka również trafiła na moje biodro. Zniżył swoją twarz i jego usta spotkały się z moimi. Czułam jak jego zdolne ręce podróżują po moich plecach. Serce zaczęło bić mi szybciej. Moje dłonie powędrowały do jego koszuli, chwytając ją, przyciągnęłam go bliżej. Motylki w moim brzuchu przerodziły się w chmarę chaotycznych nietoperzy. To co czułam w tym momencie było nie do opisania.
-To co tutaj robisz?- Spytałam, gdy się oddaliliśmy. Mój głos trochę zadrżał z wrażenia. Policzki Sawyera nabrały różowego koloru i jego tors unosił się szybko.
-Chcę gdzieś cię zabrać- powiedział. Poprawił ramiączko od mojego stanika, które zsunęło się z mojego ramienia.
-Będziemy znowu musieli gdzieś się skradać?
-Owszem
-Robisz ze mnie bandytę- jęknęłam cicho. Brunet założył kosmyk moich włosów za moje prawe ucho.
-Przynajmniej jestem oryginalny- powiedział dumnie. -Ubierz się. Chyba, że masz zamiar paradować w samym staniku
Kiwnęłam głową i chwyciłam swoją bluzkę, którą położyłam na fotelu. Czułam jego oczy na sobie, gdy ubierałam bluzkę. Rozwiązałam swój kucyk i moje włosy opadły falami na moje ramiona.
-Już- powiedziałam, chwytając za swoje klucze. Sawyer wziął moją dłoń i razem wyszliśmy z pokoju. Zanim zdążyliśmy dojść do windy, zatrzymała nas starsza kobieta. Była strasznie chuda, jej ręce wyglądały jak dwie gałązki. Jej białe włosy były ułożone w schludny kok. Ubrana w różową sukienkę, ledwie sięgała mi do ramion.
-Dzień dobry -odpowiedziałam, gdy brunet skinął głową.
-Młody człowieku, czy możesz mi w czymś pomóc?- Spytała Sawyer'a, który zerknął na mnie pytająco. Wzruszyłam lekko ramionami.
-Okej- odparł. Uderzyłam go łokciem. -Tak proszę pani
Kobieta kazała nam iść za nią i po chwili postanowiła, że musi skomentować jego ubiór.
-Włóż tą koszulę w spodnie i uczesz włosy, młody człowieku. Czy młodzi ludzie nigdy nie słyszeli o szczotkach do włosów?- Zaczęła, machając dramatycznie dłońmi. Chłopak zacisnął swoje usta w cienką linię, zapewnia żałując, że się zgodził pomóc starszej kobiecie.
-Ja w twoim wieku oglądałam się za tymi zadbanymi- Nic nie odpowiedziałam, tylko się uśmiechnęłam. Ścisnęłam lekko rękę niebieskookiego.
- W czym problem?- Spytał, zniecierpliwiony. Starsza kobieta powiedziała coś niezrozumiałego pod swoim nosem i od kluczyła drzwi do swojego pokoju. Od razu było widać, że jest to jeden z droższych pomieszczeń hotelu.
- Chcę zarezerwować sobie stolik na jutro, ale telefon nie dzwoni- wytłumaczyła.
-To nie można zjechać windą na dół i pójść po prostu do restauracji i przy okazji zgłosić to w recepcji?- Westchnął. Kobieta spojrzała na niego jakby oszalał.
- Za dużo zachodu. A teraz proszę, zajmiesz się tym, chłopcze?
On podwinął swoje rękawy i podszedł do stolika, na którym stał telefon. Założyłam ręce na klatce piersiowej, stojąc koło kobiety. Po chwili wykręcania różnych numerów i podnoszenia słuchawki, Sawyer stwierdził, że powód kryje się za stolikiem. Odsunął torebkę, która siedziała obok telefonu na bok. Gdy to zrobił, starsza pani zaczęła na niego krzyczeć.
-Ty złodzieju!-Krzyknęła, wściekła. Podeszła szybko do szafki i chwyciła swoją ukochaną rzecz. Ku mojemu zaskoczeniu, zaczęła go nią uderzać.
-Ała!
-Ty chuliganie jeden. Ty, zbóju! Ja ci dam okradać starsze panie!- Brunet zakrył swoją głowę, wstając.
-Ale ja nie chciałem pani okraść- powiedział, gdy kobieta przeniosła swoje ciosy na jego ramię. Widząc to wszystko wybuchłam śmiechem. On widząc to posłał mi mordercze spojrzenie. Zagryzłam dolną wargę, powstrzymując śmiech. Musiałam przyznać, że kobieta bardzo dobrze uderzała.
-Wynoś się stąd zanim wezmę policję, chuliganie jeden!- Krzyknęła, jej głos drżący z nagłego wysiłku. Zaczęła machać do niego swoją małą pięścią, powtarzając swoje poprzednie słowa. Nastolatek wyglądał jak niezadowolony kot. Nawet nie próbował się tłumaczyć, tylko po prostu chwycił moją rękę i wybiegł z pokoju, zanim starsza pani postanowiła dać mu kolejną porcję swojej siły.


Rozdział 32 
Ciemność 

-Czy ty kiedyś przestaniesz się śmiać?- Sawyer zmarszczył nos, masując swoje obolałe ramie. Posłał mi mordercze spojrzenie, gdy znowu wybuchłam śmiechem. Ugięłam się w pasie, trzymając się za brzuch. 
-Prz...Haha...Twoja mina...Zaczęła uderzać...Przepraszam...Haha- 
Brunet spojrzał na mnie z powagą, ale po chwili jego usta rozkleiły się z cienkiej linii. Owinął swoją dłoń wokół mojego biodra i przytulił do siebie. 
-Lubisz się śmiać z czyjegoś nieszczęścia?- Uniosłam swoją głowę i zerknęłam na niego. Jeden z jego policzków był czerwony, gdzie uderzyła go starsza pani. Jego włosy były w większym nieładzie niż zwykle. Jeden kosmyk padał mu na oko. 
-Nie, tylko z twojego.- Zanim mogłam się powstrzymać, moja dłoń powędrowała do jego czoła i odgarnęła niesforny kosmyk. Zatrzymałam swoją dłoń na jego policzku. Było bardzo rozpalone. -Boli?
-Nie, bywało gorzej- odparł. Przyciągnął mnie bliżej do siebie, prowadząc przez korytarz. Pojechaliśmy windą do góry, aż na ostatnie piętro. Jak na razie nie zauważyłam ani jednej osoby. 
-Czy my na pewno powinniśmy tu być?- Uniosłam brew. W jego oczach pojawił się diabelski błysk. Nie musiał nic mówić. -Czemu ja z tobą tutaj jestem?-
- Mam wymieniać?- Niebieskooki uśmiechnął się arogancko. Uderzyłam go lekko w ramię. 
-Spasuję
-Już jesteśmy.- Stanęliśmy przed drzwiami oznaczonymi tablicą "Tylko dla personelu". Gdzie on mnie prowadził? Napadła mnie myśl o starych, ciemnych magazynach. Zadrżałam, czując jak dostaję gęsiej skórki. Wiele razy widziałam takie sceny w horrorach. Para nastolatków przychodzi w jakieś niedostępne miejsce i po chwili jest zabita przez psychopatę w masce. 
-Przestań- warknął Sawyer. 
-Co mam przestać?- Zmarszczyłam czoło. 
-nie ma tam żadnych morderców.- Wyjął białą kartę z kieszeni. Moje policzki zaczęły mocno palić. 
-Nie myślałam o tym...- wymamrotałam. -Skąd ją masz?- Skinęłam głową na kawałek plastiku.
Chłopak włożył ją w czytnik i po chwili mała lampka zaświeciła na zielono i usłyszałam dźwięk otwierającego się zamka. Chowając kartę z powrotem do swojej kieszeni, pchnął lekko drzwi. 
-Od Rachel
-O...- powiedziałam cicho, czując jakby ktoś wrzucił mi tonę kamieni do żołądka. Przełknęłam, idąc za nim w ciemność. Wystawiłam swoje ręce na swoje boki, ale nie poczułam. Nie widziałam Sawyer'a przed sobą. Zgubiłam go? Obróciłam się, chcąc wrócić z powrotem na korytarz. Uderzyłam twarzą o coś twardego. Zanim krzyk zdążył się wydobyć z moich ust, ktoś mi je zasłonił. Dotarł do mnie zapach męskim perfum i dobrze mi znane ciepło. 
-Musisz przestać tak robić- powiedziałam, gdy odsunął swoją dłoń. 
-Nie moja wina, że z ciebie taki krzykacz- 
-To nie prawda- zaprzeczyłam, idąc dalej. -Czy jest tu jakieś światło? Nic nie widzę-
-Nie jest nam potrzebne- 
Westchnęłam głośno, dając mu znać, że nie jestem zadowolona. Nienawidziłam wielu rzeczy, ale ciemność była dla mnie na pierwszym miejscu. Nie miałam lęku, po prostu nie lubiłam wchodzić w niewiadome mi rzeczy. Cały czas myślałam gdzie jesteśmy. Tylko tego brakowało, by ktoś nas przyłapał. Gina jest miła, ale nie była by zadowolona, gdyby się dowiedziała, co jest starszy syn wyrabia, zamiast opiekować się swoim młodszym bratem. Gdy już zaczęłam myśleć, że będziemy szli przez ten korytarz wiecznie, ujrzałam kolejne czerwone  światełko. Po otwarci drzwi, poczułam na swojej skórze powiew wiatru. Z dala było słychać silniki samochodów i ich trąbienie.
-Nie mam stroju- odparłam, gdy ujrzałam ciemną błękitną wodę w basenie. A więc tutaj mnie przyprowadził? Basen był dosyć duży. Niedaleko nich były leżaki i stoliki. W ciemności ujrzałam kształt ścian, które powstrzymywały od spadnięcia z trzydziestego któregoś piętra. Odwróciłam się za siebie, zerkając na drzwi, przez które weszliśmy. Szłam za Sawyerem w stronę basenu. Przypomniała mi się impreza Rayne’a. Wrzucił mnie do basenu. Zanim się rozmyśliłam, przyśpieszyłam kroku i położyłam swoje dłonie na jego plecach. Pchnęłam go mocno. Gdyby uważał, pewnie by nawet nie drgnął. Jednak wzięłam go z zaskoczenia i zaczął się chwiać. Odeszłam krok do tyłu, by mnie nie pociągnął za sobą. Wystawił ręce, by powstrzymać się od wpadnięcia do basenu, ale było już za późno. Wpadł do basenu. Odskoczyłam, gdy zostałam ochlapana. Należało się mu. Ukucnęłam przy basenie, czekając, aż się wynurzy. Mój dumny uśmiech opadał z każdą upływającą sekundą.
-Sawyer?- Spytałam. –To nie jest śmieszne, przestań się kryć!- Krzyknęłam, rozglądając się.  Ponownie żałowałam, że jest ciemno. Światła w basenie musiały być ustawione na energooszczędny tryb, ale równie dobrze mogły być wyłączone. Zaczęłam panikować. A co jeśli uderzył się w głowę? Moje gardło zacisnęło się boleśnie, dopuszczając minimalną dawkę powietrza. Ile minęło czasu odkąd wpadł do wody? Z moich ust wydobył się cichy szloch. To moja wina. Coś mu się stało. Panika napełniła moja płuca i zaczęłam machać dłońmi w wodzie. Gdy to robiłam z wody wydobyła się ciemna zielona maska. Zanim zdążyłam sobie zdać sprawę z tego co się dzieje, para silnych dłoni chwyciła mnie za ramiona i pociągnęła do wody. Zamknęłam oczy, kopiąc mocno nogami. Uderzyłam o coś. Lub o kogoś. Wypłynęłam, dławiąc się wodą, która napełniła moje usta.
-Saw!- Wrzasnęłam, ocierając oczy. Chłopak był przede mną, zielona maska w ręce. Ledwo powstrzymywał śmiech. –Ty kretynie!- Wybuchłam, podpływając do niego. –Wystraszyłeś mnie!- Popchnęłam go lekko, ale tym razem się nie ruszył. Serce podskoczyło mi do gardła. Brunet uwięził moje dłonie, gdy znowu chciałam go odepchnąć. Czułam wibracje jego śmiechu na swoich dłoniach, gdy leżały na jego torsie.
-To cię śmieszy?-Spytałam, niedowierzająco. On przeleciał dłonią przez swoje mokre włosy, kręcąc głową.
-Tylko żartowałem-
-Wystraszyłeś mnie, Saw. Nie rób tak więcej- powiedziałam cicho. Chłopak kiwnął głową, dalej się śmiejąc.  Po chwili dołączyłam do niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Jego ręce powędrowały na moje biodra i uniosły mnie w górę. Zatrzymał się, gdy moje twarz była nad jego. Spojrzałam w jego błękitne oczy, które były wypełnione radością i czymś jeszcze.  Owinęłam dłonie wokół jego szyi.
-Jesteś okropny, wiesz o tym?- Spytałam go, widząc jak na jego ustach pojawia się uśmiech.
-Ale za to mnie kochasz, prawda?-
Gdy się uśmiechał, wyglądał inaczej. Wcale nie podobny do tego chłopaka, którego ujrzałam na kanapie w domu Hendersonów.
-Tak, masz rację.- Przytuliłam go, czując jak wspaniałe uczucie wypełnia moje płuca. Nie mogłam zaprzeczyć. Z każdym dniem, minutą i sekundą coraz bardziej to czułam. Po to właśnie człowiek żyje, by to poczuć. To uczucie było wyjątkowe i niepowtarzalne.




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz